Drukuj
Zaledwie 100 tysięcy złotych dotacji otrzymał na nowy sezon od ministerstwa kultury, Teatr Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. Dyrektor placówki Jacek Głomb jest oburzony – tak wyglądała zapowiedź poniedziałkowej (28 sierpnia) relacji we wrocławskich Faktach, codziennym dolnośląskim programie informacyjnym TVP. Potem było lepiej, gdy okazało się, że minister Ujazdowski o pretensjach legnickiego dyrektora… nic nie wie! Ponoć…

Zacznijmy jednak od reporterskiej relacji Andrzeja Lamparta i Małgorzaty Orzeł (zapis ze strony www.fakty.com):

„Dyrektor legnickiego teatru uważa, że ministerstwo podzieliło pieniądze niesprawiedliwie. Głomb twierdzi, ze zabrano pieniądze ubogim scenom, aby dać jeszcze więcej bogatym. „To kara za sukcesy legnickiego teatru” – tak komentuje sytuację dyrektor Jacek Głomb. 100 tysięcy złotych, które teatr otrzyma z ministerstwa kultury w tym roku, to według niego, zdecydowanie za mało. Zwłaszcza, że w minionych latach placówka otrzymywała dotacje rzędu 600-900 tysięcy złotych.
A plany legnickiego teatru na rozpoczęty właśnie oficjalnie sezon, są ambitne. Jacek Głomb zapowiada 6 premierowych przedstawień. Ale nie ukrywa jednocześnie, że brak pieniędzy może te plany pokrzyżować. Pretensje o pieniądze zaskakują jednak Kazimierza Michała Ujazdowskiego, ministra kultury. Powiedział ekipie Faktów, że o żadnych oficjalnych skargach legnickiego teatru, nie słyszał.
O ile teatr w Legnicy rozpoczął sezon już teraz, Teatr Polski we Wrocławiu ma wystartować 1. września. Na razie jednak czeka na dyrektora, bo kandydat na to stanowisko Krzysztof Mieszkowski wciąż nie ma oficjalnej ministerialnej nominacji. Ma być ona podpisana do końca tygodnia.
Jacek Głomb, dyrektor Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy uważa, że ministerstwo powinno wspierać właśnie małe teatry, bo duże sobie i tak poradzą”.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Komentarz własny redaktora serwisu:

Drogi Czytelniku. Na naszych informacyjnych stronach @kt-u znajdziesz dokumentację związaną z wymianą pism między dyrektorem teatru, a wypowiadającym się „z upoważnienia ministra” podsekretarzem stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego:
„Kara za sukces? Dyrektor do ministra, minister do dyrektora (dokumentacja)” – czwartek 24.08.2006. Przeczytaj, sam wyciągnij wnioski.

Teraz odrobina bardzo subiektywnej refleksji. Najwyraźniej żyję w kraju, w którym rządzący nie wiedzą ani co mówią, ani za co odpowiadają, ani co robią. Tylko własne lenistwo zniechęca mnie do mnożenia przykładów, które zna każdy czytelnik gazet, a przede wszystkim wytrwały oglądacz telewizyjnych programów informacyjnych.
Oto kraj, w którym młodzi i zdolni emigrują, a władza cieszy się, że – dzięki jej usilnym staraniom - mają coraz więcej miejsc do tej emigracji. Rządzący moim krajem nawołują do szczególnej ochrony życia od samego poczęcia, nawet jeśli chodzi jedynie o zapłodnioną zygotę, co w niczym nie przeszkadza im domagać się przywrócenia kary śmierci. Ich konsekwencja we wdrażaniu programu taniego państwa sprawiła, że koszty administrowania i rozdawania stanowisk są wyższe niż kiedykolwiek wcześniej. Droższe są podręczniki dla dzieciaków, bo miały być tańsze. Polscy żołnierze, którzy wreszcie z Iraku mieli wrócić do kraju zostaną tam nie wiadomo jak długo, w zamian właśnie pojechali do Konga, a niedługo polecą także do Libanu. Żyję w kraju, w którym jeden z jego prominentnych liderów ma prawo publicznie obrażać „dziada”, ale rewanż (daleko bardziej prywatny) jest zabroniony i nadzwyczajnie ścigany przez prokuratora i armię policjantów.
Jestem Polakiem, ale nie pojmuję co do mnie mówią rządzący RP w moim imieniu. Bo albo „chlapią” (to usprawiedliwienie), albo milczą (to racja stanu). Mówili mi, że ich i nasza Polska będzie solidarna, a nie jest nawet zwyczajnie solidna. Pewnie dlatego tępią zaciekle komunistyczną agenturę, by natychmiast wejść z nią w rządową koalicję, bo – jak mówią – wiecie, rozumiecie… inaczej się nie da. Zaciekli krytycy partyjnictwa spod znaku TKM (teraz, kurwa, my) przesiedli się zgrabnie do najnowszego, partyjnie jedynie słusznego, modelu BMW (bierny, mierny, ale wierny).
W tej sytuacji to oczywiste, że artystyczny teatr jest niepotrzebny. Wszak to ONI są jedynymi prawdziwymi scenarzystami, reżyserami, aktorami, a nawet scenografami na tej największej i jedynie ważnej scenie. MY jesteśmy już tylko prowincjonalnymi komediantami…
Grzegorz Żurawiński