Drukuj

Sztuka „Car Samozwaniec, czyli polskie na Moskwie gody”  sięga po historię jak po lustro, w którym przegląda się otaczająca nas współczesność. Dowodzi, że polityka to bezwzględna gra i krwawa rzeźnia, w której wszystkie chwyty są dozwolone, utrata szans ma fatalne skutki, a doznane rany mogą krwawić przez stulecia. Najnowszy spektakl w legnickim repertuarze to propozycja Sceny na Nowym Świecie na bieżący tydzień.


W polityce nie ma wyczynu, lecz interes i rachunki zysków i strat. Nie działają żadne zasady poza cynizmem, chciwością, zemstą, autorytaryzmem i egoizmem. Komunikacja między kulturami jest fikcją marzycieli. Dominuje ksenofobia, pogarda, religijna histeria, strach. Wbrew oczywistym skojarzeniom nie jest to dotkliwie prawdziwy, ale brutalny i aktualny opis pełnego wrzasku, cynizmu i demagogii polskiego bagna i magla na niewiele ponad dwa tygodnie przed wyborami do parlamentu. To jedynie wyimek teatralnej recenzji kulturoznawcy i krytyka, uniwersyteckiego profesora Leszka Pułki z najnowszej sztuki w legnickim repertuarze teatralnym.

Nie ma w tym przypadku, bo niemal zapomniany „Car Samozwaniec, czyli polskie na Moskwie gody” Adolfa Nowaczyńskiego w zgrabnej i dynamicznej adaptacji Roberta Urbańskiego to mocna rzecz o bebechach polityki równie brutalnej i bezwzględnej dziś, jak i w początkach XVII wieku, z których czerpie scenariuszową historię. Legnicka inscenizacja wyreżyserowana przez Jacka Głomba to polityczny thriller, który ocieka krwią, wali w pysk, chlasta po oczach i uszach bez znieczulenia, ale też część ministerialnego projektu „Klasyka Żywa”, czyli ogólnopolskiego Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej.

To właśnie dzięki konkursowi i ministerialnemu wsparciu finansowemu na legnicki afisz weszła kolejna już z historii o wyjątkowo trudnych relacjach polsko-rosyjskich. W tym przypadku o pierwszej dymitriadzie, gdy polska magnateria wykorzystała polityczny zamęt i słabość Rosji do zbrojnej interwencji, aby - po śmierci cara Borysa Godunowa - osadzić na moskiewskim tronie wychowanego na polskim dworze młodzieńca podającego się za syna Iwana Groźnego. Reżyser odarł jednak dramat Nowaczyńskiego z historycznego kostiumu, a na Scenie na Nowym Świecie wykreował ponadczasowy świat rzeźni. Zarówno tej dosłownej, jak i metaforycznej.

Wygrzebany z teatralnego lamusa dramat w legnickiej inscenizacji przenicowany został na opowieść o starciu cywilizacji, Wschodu z Zachodem, katolicyzmu z prawosławiem, ale też o kulisach samej polityki, której domeną są intrygi, spiski, zdrada, podstęp, żądza władzy i chciwość.  Akcja, która w zasadniczej warstwie toczy się w kremlowskich komnatach, może przebiegać gdziekolwiek. W dowolnym miejscu i czasie. Wszędzie tam, gdzie trwa niemal plemienna wojna wszystkich ze wszystkimi o wpływy, władzę, pieniądze i kobiety. Wszyscy w tej opowieści solidnie i równo dostają po łbie – zarówno napędzani żądzą wojennych łupów polscy okupanci Kremla, którzy z poczuciem wyższości pogardzają jego gospodarzami, jak i odrzucający modernizacyjną szansę, wiernopoddańczy i nawykli do absolutyzmu spod buta i knuta oraz pogrążeni w morderczych spiskach rosyjscy magnaci.

Jeśli widz odnajdzie w tej teatralnej opowieści współczesne mu polskie odniesienia, dostrzeże brutalne polityczne boje, społeczne pęknięcie na frakcje liberalno-modernizacyjną i klerykalno-konserwatywną oraz zaduma się nad jego skutkami, będzie miał do tego prawo oraz pozaartystyczne uzasadnienie. Gdy dostrzeże przemożną rolę instytucjonalnego kościoła (w spektaklu prawosławnej cerkwi), jako uczestnika politycznej batalii o wpływy i władzę, też będzie miał ku temu powody.

Choć ekipa Modrzejewskiej opowiada historię sprzed 4 wieków, obraz współczesnego Kremla, cynicznie depczącego prawa człowieka i ignorującego głos międzynarodowej społeczności, niepokojąco dobrze wpisuje się w tę metaforę. Aktualne są nawet intencje Dymitra: wszak tak jak unijni politycy chciałby cywilizować Rosję, zaszczepiać jej europejskie standardy i „swobody”. I tak samo jak liberalny Zachód lekceważy odmienność tego kraju, jego tradycję, kulturę, religię, mentalność mieszkańców, etc. Jeśli polityczna diagnoza Jacka Głomba jest słuszna, to w ostatnim akcie powinniśmy spodziewać się katastrofy – zauważył Piotr Kanikowski w portalu 24legnica.pl.

Najnowszy spektakl w legnickim repertuarze to mocna rzecz, czasami ciarki chodzą po plecach, opatrzona niepokojącymi dźwiękami grającego na żywo w tym przedstawieniu wrocławskiego kwartetu Kormorany.

Wieczorne przedstawienia na legnickiej Scenie na Nowym Świecie w sobotę i niedzielę 10 i 11 października o godz. 19.00. Przedpołudniowe  od środy do piątku (7-9 października) o godz. 11.00. Bilet: 29 zł (ulgowy 18 zł).

Grzegorz Żurawiński