Drukuj
Warszawski Teatr Na Woli dwukrotnie pokazał w miniony weekend zielonogórskie “Zabijanie Gomułki”. Zielonogórskie, ale i bardzo legnickie za przyczyną ekipy realizatorów czyli stałej drużyny Jacka Głomba. Ten spektakl to absolutny popis aktorstwa Zbigniewa Walerysia. Prawdą jest, że stworzył chyba jedną z najciekawszych pijackich kreacji w polskim teatrze – ocenia w swoim blogu Remigiusz Grzela, kierownik literacki Teatru Na Woli.

(...) Wczoraj wieczorem Teatr Na Woli zainaugurował swój nowy projekt "Modrzejewska wraca do Warszawy", w ramach którego pokazaliśmy spektakl "Zabijanie Gomułki" z teatru z Zielonej Góry, spektakl w reżyserii Jacka Głomba wg powieści Jerzego Pilcha (adaptacja Robert Urbański).

Ten spektakl to absolutny popis aktorstwa Zbigniewa Walerysia. Widziałem go wcześniej jedynie w "Łemku" w reż. Jacka Głomba. Prawdą jest, że stworzył chyba jedną z najciekawszych pijackich kreacji w polskim teatrze. Pan Trąba, którego gra Waleryś snuje fantazje, żyje opowiadaniem marzeń, spełnia się opowiadając. Upija się tymi fantastycznymi historiami. Scena, w której opowiada swój sen, pewnie śniony na jawie, o zabiciu przewodniczącego Mao, o tym, jak dostaje się do pałacu, jak idzie korytarzami, jest noc, jak słyszy, że gdzieś za drzwiami stuka maszyna do pisania, w końcu jak widzi Mao w białym szlafroku i jak potem ten ucieka nagi, a pan Trąba dopada go...

Już sam ten fragment, ten soczysty monolog zagrany jak najlepszy monodram. To rola wybitna, zagrana niuansami, odrysowana kolorami i odcieniami, niejednoznaczna, pełna. Już teraz polecam "Łemka" z Walerysiem, którego Teatr Na Woli pokaże w grudniu. A Klub Karuzela... to prawdziwie gomułkowski klimat. Po spektaklu poszliśmy na piwo. Takich miejsc już nie ma. Na drewnianym barze nawet ceramiczny krasnal, jeden z tych, które uciekły Amelii. I kawa capuccino z paczki za dwa złote.

Dawno nie byłem na Jelonkach. To osiedle akademików - fińskich, drewnianych domków, zbudowanych dla budowniczych Pałacu Kultury, którzy musieli gdzieś w Warszawie na czas wielkiej budowy zamieszkać. Jak każda prowizorka, i ta trwa dziesiątki lat, przytulając kolejne pokolenia studentów. Na Jelonki jeździłem na wu-ef (z Sadyby, na ósmą rano, to rajd przez całą Warszawę, jeździł, pewnie nadal jeździ autobus E-2). Pan od wu-efu mówił, że moim ulubionym ćwiczeniem jest przerwa i miał rację. Wczoraj, znów, po latach, spacerowałem alejkami między fińskimi barakami, idąc do Karuzeli. Folklor i relikt. Dotknięcie PRL-u. No i "Zabijanie Gomułki" (...).

(Remigiusz Grzela, “Z Kawką przy kawce”, remigiusz-grzela.bloog.pl, 30.09.2007)