Drukuj

Na plakacie do "Konferencji ptaków" Lenin w Chrystusowej szacie, unoszący dłoń w geście błogosławieństwa, z kolorowym ptakiem na głowie. Ale w opowieści o poszukiwaniu duchowego objawienia, jaką jest spektakl Ondreja Spisaka, próżno szukać przestrogi przed podróżą na manowce. O legnickiej inscenizacji teatralnej tekstu Petera Brooka i Jean-Claude'a Carriere'a pisze Magda Piekarska.


Tekst "Konferencji" napisany przez Petera Brooka i Jean-Claude'a Carriere'a to adaptacja XII-wiecznego perskiego poematu Fariduddina Attara. Opowieść o ptakach, wyruszających w długą i pełną niebezpieczeństw drogę w poszukiwaniu swojego króla Simorga, ma budowę szkatułkową, kojarzącą się ze światem "Baśni z tysiąca i jednej nocy". Przywódca wyprawy Dudek (w spektaklu Spisaka Rafał Cieluch) w odpowiedzi na wątpliwości uczestników sięga po metafory kryjące się w dawnych mitach. Opowiada historie niedozwolonych miłości księżniczek i żebraków, ofiar bezwzględnych władców, pustelników medytujących w odosobnieniu.

Spektakl wyszehradzki

Peter Brook, który jako pierwszy wyreżyserował "Konferencję", stworzył kolorowy spektakl, z którym objechał świat, kolekcjonując entuzjastyczne reakcje widowni, niezależnie od tego, czy był wystawiany na prowincji dla publiczności złożonej z farmerów, czy na miejskiej scenie dla teatralnych wyjadaczy. Legnicka wersja, zwana też wyszehradzką (przy pracy spotkali się tu z zespołem Modrzejewskiej Słowak Spisak, czeski kompozytor Pavel Helebrand i węgierski scenograf Szilard Boraros), też zachwyca, choć nie od pierwszego wejrzenia.

Kiedy widzimy bohaterów po raz pierwszy, za sprawą kostiumów jakby wyrwanych ze środkowoeuropejskiej prowincji z okresu dwudziestolecia międzywojennego, na niemal ogołoconej ze scenografii scenie, mimowolnie wyrywa nam się z piersi jęk zawodu. No bo jak to? To tak ma wyglądać ta kolorowa baśń, w której Dudek, nieśmiały Wróbel (Magda Skiba) i delikatny, zakochany w róży Słowik (Paweł Palcat), razem z gromadą swoich współbraci stroszą pióra przed wielką podróżą?

Ptasie odgłosy

Na szczęście rozczarowanie szybko pryska. A skromność środków, po jakie sięgają twórcy przedstawienia, okazuje się wystarczająco pojemna dla tej opowieści. Legnicka "Konferencja" nie miałaby ani ułamka tej mocy, gdyby nie siła tkwiąca w zespole Modrzejewskiej - aktorzy, mając do dyspozycji jedynie papierowe torebki z ziarnami słonecznika i plastikowe rurki, są w stanie z ich pomocą - oraz ze wsparciem pary muzyków: flecistki Dominiki Karkoszki i wiolonczelisty Jakuba Ksiądzyny - zbudować nie tylko muzyczne tło tej opowieści, ale zupełnie nową sytuację sceniczną.

Rurki - te same, które zwisają z sufitu, tworząc na scenie abstrakcyjną kompozycję - w rękach (i ustach) aktorów naśladują ptasie głosy, pozwalają podnieść poły marynarek w ruchu stroszenia piór, co daje złudzenie zbiorowego wzbijania się do lotu. Z pomocą kawałka plastiku udaje się w prosty sposób pokazać nabijanie na pal bohatera jednej z przywołanych przez Dudka opowieści, torba po słoneczniku zamienia się w brodę pustelnika (Bogdan Grzeszczak) opłakującego w odosobnieniu śmierć syna. Kiedy rekwizytów nie wystarcza, sięgają po siebie nawzajem - w rękach kolegów na moment stają się lalkami, martwymi ciałami, animowanymi siłą cudzych mięśni.

Nie wymaga myślenia

Prostota w połączeniu z precyzją gry zespołowej daje ujmujące wrażenie - w pamięci zostaje miłosna akrobatyka w wykonaniu Pawła Palcata i Katarzyny Dworak czy ptasie homoseksualne stadło tworzone przez Pawła Wolaka i Alberta Pyśka. Jednocześnie zamierzona skromność scenografii i umiar w operowaniu środkami aktorskimi wydobywa z baśniowej narracji moc metafory, pozwalającej na interpretację tej opowieści na wielu poziomach. Co kieruje ptakami, czego tak naprawdę poszukują? Kim lub czym jest władca, za którym podążają? Czy chodzi tu o wiarę, odkupienie, duchowe spełnienie, wypełnienie metafizycznej pustki? Czy może - jak podpowiada nam plakat - w tej drodze kryje się pułapka, a cały spektakl jest przestrogą przeciwko uleganiu ułudzie podsuwanych nam przez rozmaitych przywódców ideologii?

W samym spektaklu brakuje czytelnych sygnałów, które wskazywałyby na to, że twórcy "Konferencji" chcieli w niej zawrzeć takie ostrzeżenie. A szkoda - wystarczyłoby opowieść zakończyć pod bramą zamku króla Simorga, żeby w finał wdarł się niepokojący element. Ja przed tą bramą, zatrzaśniętą na głucho metalową teatralną kurtyną, czułam się na moment, jakby mi ktoś utarł nosa, powiedział: "śledziłaś tę opowieść z wygodnego fotela, nie masz prawa zaglądać na drugą stronę", gdzie przecież może znajdować się i piekło, i raj. Tymczasem jednak całość kończy relacja Dudka z pomyślnego zakończenia wyprawy i wspólny z widownią muzyczny finał. Krzepiący, ale zwalniający z wysiłku myślenia. I uwalniający od niepokoju.

 


(Magda Piekarska, „Skrzydlata odyseja. Sztuka Petera Brooka w Legnicy”, www.wyborcza.pl, 26.02.2015)