Drukuj

Chora, opętana przez demony, żądna sławy czy cierpiąca na skutek seksualnej abstynencji? Jaka jest tytułowa bohaterka „Matki Joanny od Aniołów” w inscenizacji Piotra Tomaszuka? Po blisko rocznej przerwie sztuka powraca na legnicką Scenę Gadzickiego.


Od adaptacji opowiadania Iwaszkiewicza rozsławionej znakomitym filmem Jerzego Kawalerowicza, której (ponad pół wieku temu!) towarzyszył protest polskiego Episkopatu i Watykanu, a nawet próba zdyskredytowania dzieła na festiwalu filmowym w Cannes, oczekiwano bardzo wiele. Reżyser i twórca supraskiego Teatru Wierszalin podjął się zatem w Legnicy zadania obciążonego wielkim ryzykiem odniesień i porównań. Nic dziwnego, że oceny przedstawienia były skrajnie różne, podobnie jak emocje związane z inscenizacją, która trzeci rok z rzędu pojawia się na legnickiej scenie w okresie wielkopostnym.

„Miałem w głowie tylko jedno - zapomnieć o filmowej adaptacji Jerzego Kawalerowicza. Myślałem, że się udało. Niestety. Diabli wzięli ten plan. Czy zatem warto wybrać się do teatru na „Matkę Joannę…”? Warto, choćby dlatego, żeby osobiście zmierzyć się z demonami” – zauważył Mateusz Różański z Gazety Wrocławskiej. Podzielam ten pogląd, mimo chłodnej oceny tej inscenizacji.

Jezuicki egzorcysta Suryn (Rafał Cieluch) na polecenie władz duchownych jedzie do klasztoru zakonu urszulanek na dawnych kresach Rzeczypospolitej, bowiem grupa mniszek, na czele z przeoryszą Joanną (Katarzyna Dworak), została opętana przez złe duchy. Wraz z innymi kapłanami rozpoczyna intensywną serię egzorcyzmów. Czy uda się wypędzić demony z ciała Joanny? Bez względu na odpowiedź wkroczymy w zamknięty i mroczny świat poczucia winy, grzechu, braku wiary, a nawet zbrodni. Pomiędzy bohaterami zrodzi się napięcie pełne podtekstów i niedomówień.

- Przyjęliśmy założenie, że przeorysza Joanna naprawdę została opętana. U Iwaszkiewicza ta rzecz nie jest rozstrzygnięta i można jej zachowanie tłumaczyć na wiele sposobów. Dociekać można zarówno choroby psychicznej, jak i symulowanego szaleństwa dla pokrycia niezaspokojonego popędu seksualnego. W mojej inscenizacji egzorcysta Suryn będzie trochę jak z Dostojewskiego, ze złem będzie walczył mało chwalebnymi metodami, sam będzie miał w sobie demona. Diabelstwo manifestować się będzie zatem w działaniu, a nie w gadaniu o nim – objaśniał założenia swojej adaptacji Piotr Tomaszuk.

„Podczas przedstawienia reżyser hipnotyzuje widzów chorałem gregoriańskim, przejmującym śpiewem kantora, echem dzwonków, klekotem kołatek, wężowym sykiem demonów, brzękiem pokutniczego łańcucha i stukotem drewnianych chodaków księdza Suryna. Publiczność wciąga w nozdrza żywiczny dym z kadzielnic, który w miarę trwania egzorcyzmów wypełnia cały teatr. Od dobiegającej z ciemności upiornej muzyki świńskich organów mogą się włosy zjeżyć na głowie” – zauważył w popremierowej recenzji Piotr Kanikowski.

Coś w tym jest. Rozbuchana, barwna i podświetlana scenografia Ewy Kochańskiej, prawdziwie demoniczna muzyka Jacka Hałasa, nastrojowe chóry gregoriańskie i efektowne sceny zbiorowe sprawiają, że spektakl – mimo zastrzeżeń i wątpliwości - może podobać się widzom.

Spektakle wieczorne w piątek i sobotę  27 i 28 lutego o godz. 19.00. Przedpołudniowe o godz. 11.00 w środę i czwartek 25 i 26 lutego. Bilet 27 zł (ulgowy 16 zł).

Grzegorz Żurawiński