Drukuj

To było zasłużone święto dla kilkudziesięcioosobowej grupy młodych, uzdolnionych i bardzo pracowitych entuzjastów musicali, którzy w czwartkowy wieczór 28 sierpnia na legnickiej Scenie Gadzickiego zaprezentowali widowiskową składankę łączącą muzykę, śpiew i taniec. Premierowe „Musicale, musicale…” nagrodzono parominutową owacją na stojąco. W piątek i sobotę (29 i 30 sierpnia) kolejne prezentacje tego muzycznego widowiska.


Podziw i szacunek. Tak najkrócej można skwitować to, czego podjęli się młodzi dolnoślązacy skrzyknięci na hasło Młodzież Tworzy Musical. Po ubiegłorocznej prezentacji scenicznej swojego autorskiego musicalu historycznego „1241. Bitwa pod Legnicą” postanowili pójść za ciosem, by legnickiej publiczności zaprezentować widowisko przybliżające samą istotę gatunku, we wszelkich jego odsłonach. Zadanie, którego się podjęli, należało do karkołomnie ryzykownych. Na warsztat wzięli bowiem światowe musicalowe hity znane z gwiazdorskich i wirtuozerskich wykonań. Wobec nieuniknionych w takiej sytuacji porównań i odniesień, poprzeczkę zawiesili wysoko, co kosztowało ich wiele miesięcy pracy, koniecznych dojazdów, ale przede wszystkim rezygnacji z uczniowskich i studenckich wakacji, które poświęcili na próby w legnickim teatrze.

Dwugodzinne, dwuczęściowe widowisko złożyli z dziewiętnastu fragmentów. Wybór wyraźnie wskazywał, że na ich musicalowej liście przebojów czołówka to „Upiór w operze”, „Nędznicy” („Les Misérables”), „Koty” i „My Fair Lady”. Partie z tych właśnie musicali stanowiły ponad połowę zaprezentowanego programu. Były sola, duety, sceny zbiorowe, balet, chórki, a nawet teatr cieni. A w tle sceny trzydziestoosobowa orkiestra, która prowadzona pewną ręką Radosława Dronia, studenta wrocławskiej Akademii Muzycznej, zapewniła całości stabilny szkielet i budzącą szacunek muzyczną jakość.

Wszystko zaczęło się kameralnie słynną, niemal monumentalną, uwerturą muzyczną do „Upiora w operze”, a zakończyło szaleńczo finałową sceną z pierwszego aktu „Les Misérables”,podczas której na scenie pojawili się wszyscy wykonawcy legnickiego widowiska (wraz z orkiestrą na scenie było ich… siedemdziesięcioro!).

W programie nie zabrakło wspomnienia wcześniejszych dokonań tej grupy. Taki był pastiszowy fragment „Tańca wampirów”, od którego wiosną 2011 roku zaczęła się ich przygoda z musicalem, a także bitewny fragment z ubiegłorocznej prezentacji „1241. Bitwa pod Legnicą”. Całość widowiska poprowadzili Joanna Brylowska, spiritus movens tego i poprzednich przedsięwzięć, autorka scenariusza, reżyserka i… długo można wyliczać, kto jeszcze, oraz Tomasz Makowski. To oni przybliżali publiczności kontekst i fabułę musicali, których fragmenty oglądaliśmy.

Było wszystko, co przy okazji tak rozbuchanych (a przy tym nadal półamatorskich) inscenizacji nieuniknione. Trema, emocje, drobne wpadki wykonawcze i realizacyjne. Ale przede wszystkim był wyczuwalny entuzjazm wykonawców, który stworzyli grupę wspierających się przyjaciół. Właśnie to napędzało całość i udzielało się publiczności. Końcowe brawa, gratulacje i podziękowania były szczere i zasłużone.

- Pojawiła się nowa energia w naszym mieście. Ci młodzi ludzie udowodnili, że można z wielką powagą i odpowiedzialnością robić to, co przynosi radość. A co więcej dowiedli, że kultura to nie instytucje – zauważył po zakończeniu widowiska szef legnickiego teatru Jacek Głomb.

- To zaszczyt i ogromna przyjemność, że mogłem was słuchać i oglądać. To sukces was i waszych rodziców. Chciałbym, oby w przyszłości moje dzieci mogły na tej scenie wystąpić w podobnej roli. Przyjmijcie ukłony do samej ziemi – mówił sponsor przedsięwzięcia, prezes legnickiego Arlegu Jarosław Rabczenko.

- Może spotkamy się ponownie za rok w tym samym miejscu z podobnej okazji? Dziękuję i dobranoc! – w ten właśnie sposób zachrypnięta i wzruszona Joanna Brylowska zakończyła premierowe przedstawienie.

Grzegorz Żurawiński