Drukuj

Teatr Zamiast założyli absolwenci łódzkiej Szkoły Filmowej. "Miasto Ł." to ich drugi spektakl, po dobrze przyjętym "Targowisku, czyli historii rozkładu pana H." Na inscenizację prozy Piątka Magdalena Drab (reżyserka i autorka scenariusza) dostała stypendium prezydent Zdanowskiej. Warto ten spektakl obejrzeć.  Pisze Izabella Adamczewska.


Tytułową bohaterką książki jest Łódź, pokazana przez pryzmat famuły, w której mieszkają Bezrobotnicy i Świetliści. Lokatorska i proobywatelska opowieść wymierzona w bezdusznych urzędników, prywatyzację miasta i procesy gentryfikacji (temat, który Piątek poruszył w głośnym artykule "Nie Łódźmy się") została świetnie przeniesiona na scenę. Ale to tylko część historii, bo w tym "złym mieście" żyje też "zły człowiek". T., sadysta i alkoholik, jest najważniejszym bohaterem powieści, a jego przemiana wewnętrzna i walka z samym sobą to komplementarny (jeśli nie istotniejszy) wątek. Magdalena Drab zachowała go (spektakl rozpoczyna się od publicznego osądzenia T.), ale postanowiła rozdzielić narrację na wszystkich aktorów, co spowodowało osłabienie postaci. W interpretacji Konrada Korkosińskiego zabrakło okrucieństwa i sarkazmu. Nawet znęcanie się nad psem Lubo (odegranym grupowo przez aktorów) i okazywanie mu "władzuli" nie wzbudza w widzach wewnętrznego protestu.

Więcej zaangażowania i wyrazistszej obecności na scenie można oczekiwać od Kamili Kamińskiej (H. jest przecież społeczną aktywistką). Najwyrazistsze kreacje stworzyli Damian Kulec (paranoik Rysiek) i Hubert Kułacz (upośledzony Tomek) - łatwo było je "ograć" mocnym szczegółem: zaburzeniami mowy, tikiem nerwowym. Do roli chorującej na patologiczne zbieractwo Tekli dobrze się przygotowała Ada Janowska-Moniuszko (imitacja mrukliwych dźwięków, charakterystyczny sposób poruszania się).

Mocną stroną "Miasta Ł." jest wykorzystanie przestrzeni. Pofabryczne wnętrza Wi-My to właściwie samograj. Wystarczyło rozwiesić na sznurach pranie, postawić w centrum ławki - i miejsce zamieniało się w strych (na którym odbywały się zebrania lokatorskie) czy podwórko. "Nora" pani Tekli raz stawała się pryczą, raz - amboną, z której kazania wygłaszał pastor Semko.

Ze sceny Teatru Zamiast wybrzmiało wiele smaczków tekstu Piątka, zarówno społecznych obserwacji, jak i dialogów będących dowodem na słuch językowy autora. Rezygnując z gier lingwistycznych, Drab zachowała zabawne anegdoty. Widzowie śmiali się, słuchając, jak Rysiek dostał "wyrok z automatu", a Daniel wyprowadzał się do Zgierza, żałując, że nie złapie złodzieja, którego zdjęcie powiesił w "Żabce". Komiczne wstawki równoważyły dramatyczne momenty ("wystawka" pani Tekli w trakcie pikniku lokatorskiego).

"Miasto Ł." to opowieść o solidarności, uszanowaniu inności i konieczności koncentracji na "Ty", a przede wszystkim - miłości do bliźniego. Warto ten spektakl obejrzeć.

(Izabella Adamczewska,  „Miasto Ł. Młodzi o Łodzi w Wi-Mie”, www.lodz.gazeta.pl, 7.07.2014)