Przekrój: Jacek Głomb doskonale („na piątkę”) uteatralizował prozę Pilcha
- Szczegóły
Próbowało wielu, ale nigdy z tak dobrym skutkiem. Głomb z Urbańskim uteatralizowali Pilcha być może lepiej niż on sam siebie w „Nartach Ojca Świętego”. Z parowątkowej powieści „Tysiąc spokojnych miast” wyjęli jeden temat – rojenia o zamachu na Władysława Gomułkę metodą odstrzelenia go z kuszy podczas państwowego święta. Pozwolili domorosłym terrorystom snuć plany zakrojone na miarę „Dnia Szakala” z ideowym uzasadnieniem a la Dostojewski, heroikomicznie zamykając „akcję” w czterech ścianach izby z dobrze zaopatrzonym barkiem.
Nie po to wszak, by drwić z peerelowskich kuszników. Wartka opowieść inkrustowana skutecznymi gagami (ach, wilcze spojrzenie pana Trąby – głównego zamachowca – w kierunku baru po każdej brawurowej tyradzie!) służyła sportretowaniu takiej przestrzeni, gdzie nikczemności świata Gomułków i im podobnych upierdliwców miały wstęp, jednocześnie go nie mając. Były wszak realne, ale nie miały realnego wpływu na najważniejsze: styl życia, swobodę myśli, kulturowe odruchy.
Jacek Głomb z Małgorzatą Bulandą umieścili akcję w starych magazynach na uboczu, kreując ciepłą, mądrą i śmieszną enklawę wolności od paskudztwa. Z milczącą matką (Tatiana Kołodziejska), strażniczką domowego ogniska, i galerią zwariowanych gości na czele, z komendantem Jeremiaszem (Janusz Młyński) ekwilibrystycznie splatając luterską bogobojność z milicyjną frazeologią. Z perorami pana Trąby (wspaniały chaplinowaty Zbigniew Waleryś) wysłuchiwany przez ojca (Wojciech Czarnota) w solennej powadze mąconej jedynie iskierkami rozbawienia w oczach obu panów. Enklawę fantazyjną, daleką od banalnych sentymentów, dynamizowaną brawurą i żartem. I mocno kuszącą – jako azyl – gdy kusza sama ciśnie się do ręki.
Ocena: pięć („na piątkę”) w skali sześciostopniowej („mistrzostwo”).
(Jacek Sieradzki, „Odstrzelić Gomułkę”, Przekrój, 31.05.2007)