Drukuj
Spektakl "Bóg Niżyński" teatru Wierszalin z Supraśla w reżyserii Piotra Tomaszuka został nieoczekiwanym zwycięzcą II Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni - twierdzi recenzent Gazety Wyborczej-Trójmiasto Mirosław Baran. Krytyk nie zgadza się z werdyktem, który – jego zdaniem - skrzywdził legnickiego „Osobistego Jezusa” Przemysława Wojcieszka. O obronę werdyktu poprosił szefa festiwalowego jury Jacka Sieradzkiego.

Przez sześć dni imprezy, organizowanej przez Teatr Miejski im. Gombrowicza, na gdyńskich scenach pokazano dziesięć widowisk konkursowych; obejrzeć można było także liczne prezentacje towarzyszące, związane z postacią Tadeusza Różewicza, patrona tegorocznego festiwalu oraz projekcje Teatru TV.

Wśród autorów spektakli pojawiło się wiele znanych nazwisk dramaturgów (m.in. Przemysław Wojcieszek i Ingmar Villqist), reżyserów (ponownie Wojcieszek, Monika Pęcikiewicz czy Kazimierz Kutz) oraz aktorów (Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Jan Englert, Maria Seweryn, Zbigniew Zamachowski, Eryk Lubos...). W składzie jury, oceniającego konkursowe widowiska, znalazł się teatrolog z Uniwersytetu Gdańskiego Jan Ciechowicz, reżyser teatralny i filmowy Mariusz Grzegorzek, krytyk Tadeusz Nyczek, redaktor naczelny "Dialogu" Jacek Sieradzki i dramaturg Michał Walczak.

Dużym zaskoczeniem było przyznanie głównej nagrody festiwalu spektaklowi "Bóg Niżyński" niezależnego teatru Wierszalin w reżyserii Piotra Tomaszuka. Widowisko powstało na podstawie fragmentów pamiętników Wacława Niżyńskiego, słynnego rosyjskiego tancerza polskiego pochodzenia. Widzimy bohatera w ostatnim stadium poprzedzającym szaleństwo, w jakie popadł; miotającego się pomiędzy egocentrycznym dążeniem do boskości a ściągającymi go "w dół" ludzkimi namiętnościami.

Formalnie w spektaklu widać echa działań teatralnych Tadeusza Kantora czy Gardzienic; niestety, całość sprawia już dość archaiczne wrażenie. Widowisko, przywodzące na myśl obrzęd liturgiczny, kończy się obowiązkowym ukrzyżowaniem bohatera. Główną wadą "Boga Niżyńskiego" jest - pomimo symbolicznej scenografii - opowiedzenie całej historii wprost, bez pozostawienia ani odrobiny miejsca dla interpretacji odbiorcy oraz zastosowanie chwytów formalnych pojawiających się w polskim teatrze niezależnym setki razy (jak chociażby bieganie po scenie od żarówki do żarówki czy posypywanie się mąką).

Dwie równorzędne drugie nagrody jury przyznało "Osobistemu Jezusowi" Przemysława Wojcieszka z Teatru Modrzejewskiej z Legnicy (jak się wydawało zdecydowanemu faworytowi konkursu) oraz komedii "Bomba" Macieja Kowalewskiego. "Osobisty Jezus" to kolejny silnie osadzony w naszej rzeczywistości moralitet Wojcieszka; świetnie wykorzystująca język teatru opowieść o wierze, winie, przebaczaniu oraz miłości.

Akcja "Bomby" osadzona jest w małym miasteczku; całość jest nieszczególnie wyrafinowaną, acz przezabawną komedią z fabułą, która jest raczej pretekstem do mnożenia dowcipnych dialogów i sytuacji. Twórcy widowiska, przekraczając często granice dobrego smaku, bezlitośnie znęcają się nad polskimi małomiasteczkowymi wadami, "przaśną" religijnością, pociągiem do tanich win i ślepą miłością do Ameryki.

Fatalnie - o czym trzeba wspomnieć - wypadły na R@Porcie dwie trójmiejskie sceny: gdański teatr Wybrzeże i organizator festiwalu Teatr Miejski im. Gombrowicza z Gdyni. Ta pierwsza pokazała w konkursie "Spalenie matki" Pawła Sali w reżyserii Michała Kotańskiego - w zamyśle ciekawą i ambitną opowieść o parze homoseksualistów. Niestety, reżyser (i dramaturg) dotykają jedynie powszechnie znanej powierzchni problemu, nie wychodząc poza stereotypy i wyświechtane banały.

Teatr Miejski wystawił do konkursu "Kompozycję w słońcu", najnowszą prapremierę Ingmara Villqista w reżyserii autora. Jest to mroczna, kameralna opowieść o związku kazirodczym, którego trzymane w odcięciu od świata "owoce" (czyli narodzone z owego związku rodzeństwo), powiela błąd rodziców. "Kompozycja w słońcu" jest z pewnością najsłabszym tekstem Villqista, jaki ujrzał światło dzienne; niewyobrażalne wydumanie tej historii, konsekwentnie poparte przesadnym patosem dramatu, wspiera jeszcze w przypadku gdyńskiego spektaklu co najwyżej przeciętne aktorstwo i reżyseria. Oglądając bezradne działania aktorów, trudno nie czuć litości, ale z pewnością tragiczne losy bohaterów nie budzą trwogi.

**********************************************************

Mirosław Baran, teatrolog, recenzent Gazety Wyborczej-Trójmiasto

K O M E N T A R Z

Ciągle nie mogę zrozumieć decyzji jury II Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port, które przyznało główną nagrodę Wierszalinowi. Zgodzę się z opinią, że na imprezie nie było widowiska doskonałego, a kilka spektakli prezentowało zbliżony poziom. Dlaczego jednak wygrał "Bóg Niżyński", od doskonałości daleki, zrealizowany archaicznie i wtórnie, operujący wyświechtaną symboliką, wymagający skrócenia przynajmniej o połowę? Czyżby to przeciętne widowisko naprawdę rzuciło jurorów na kolana?

Mnie historia życia rosyjskiego tancerza o kondycji współczesnego człowieka powiedziała mniej niż "Damy i huzary" hrabiego Fredry. Wszak - statystycznie rzecz biorąc - zakochujemy się częściej, niż popadamy w szaleństwo. A może miał to być pstryczek w nos rodzimych dramaturgów piszących dla scen repertuarowych, gest odrzucenia ich najnowszej twórczości? W takim razie rozsądne wydałoby się nie przyznanie nagrody głównej, a jedynie wyróżnień.

Werdykt jury konkursu (mającego przecież promować i wspomagać dramaturgię współczesną) odebrałem jako przekreślenie dorobku i poszukiwań autorów, reżyserów i aktorów z ostatnich kilku lat. Dorobku faktycznie może nie imponującego, ale niezwykle ważnego dla przyszłości polskiego teatru.

**********************************************************


Rozmowa z Jackiem Sieradzkim redaktorem naczelnym "Dialogu", który w tym roku przewodniczył jury festiwalu R@Port


Mirosław Baran: - Co zadecydowało o takim właśnie podziale nagród R@Portu?

Jacek Sieradzki: - Nasz werdykt jest dyktowany przede wszystkim bardzo dużą różnorodnością propozycji, które pojawiły się w konkursie. Naprawdę nie byliśmy w stanie powiedzieć - tak jak pewnie chcieliby organizatorzy R@Portu - że tylko jedno z dziesięciu przedstawień zasługuje na nagrodę. Powiem tak: żadne z tych widowisk nie jest wcieleniem doskonałości, przy każdym można o coś zapytać czy się pospierać. Ale jednocześnie nie jest tak, że jedno z nich gromadzi same wartości; one są rozproszone po rozmaitych przedstawieniach. Stąd ten nasz - mam nadzieję uczciwy - werdykt, który był wypadkową opinii wszystkich jurorów. Wśród nagrodzonych znalazło się przedstawienie, które próbuje uśmiechnąć się z polskiej rzeczywistości, czyli "Bomba" Macieja Kowalewskiego. Uśmiechnąć chwilami dość ryzykownie, ale z pewną siłą ekspresji komicznej. Gra aktorów pięknie ukrywała trywialności, które są w tym tekście. "Osobisty Jezus" Wojcieszka to jego kolejna sztuka z serii "prostych opowieści", aczkolwiek opowiadanych z imponującą ekonomiką środków, bardzo teatralnie. Nie wiem, czy tytułowy Jezus jest tam potrzebny, ale jest to kolejna opowieść o poszukiwaniu tożsamości, poszukiwaniu siebie. No i nagroda główna - "Bóg Niżyński" Piotra Tomaszuka. To ważny spektakl w jego karierze, bardzo już dojrzały. Jest to spektakl bardzo skupiony i - wbrew pozorom - bardzo odważny. Jak zwykle u Tomaszuka pojawia się rozdarcie człowieka pomiędzy dążeniem do Boga a niskością, grzesznością. W tym przypadku są to ludzkie wady i miłość homoseksualna. To bardzo trudne, ale jednocześnie bardzo piękne.

MB: - Czy przyznanie nagrody głównej "Niżyńskiemu" nie stoi w sprzeczności z przymiotnikiem "współczesny" w pełnej nazwie R@Portu?

JS: - Przepraszam, ale to chyba tylko państwo spodziewają się tematów aktualnych w nagrodzonych widowiskach. Proszę zwrócić uwagę; gdyński festiwal to nie "raport ze współczesności", ale "raport ze współczesnej dramaturgii". Ja o niczym innym tak nie marzę, niż o współczesnej dramaturgii, która mi powie o dzisiejszych pytaniach, najpoważniejszych rozdarciach, a akacja dramatu toczyć się będzie na przykład na dworze króla Augusta II Sasa. Liczy się przecież nie umiejscowienie akcji, ale to, jaki pakiet niepokojów pojawia się w dramacie. To, że "Bóg Niżyński" mówi o tancerzu sprzed 100 lat, nie zmienia faktu, że nad tymi samymi rozdarciami i sprzecznościami głowią się współcześni artyści, ludzie, którzy są ogarnięci takim szaleństwem jak Niżyński.

(Mirosław Baran, „Podsumowanie festiwalu R@Port”, Gazeta Wyborcza-Trójmiasto, e-wydanie, 21.05.2007)