Drukuj
Gomułkę zabijają może nieskutecznie, ale spektakl mamy wyśmienity. W finale 9. Przeglądu Dramatu Współczesnego - Rewizje.pl dostaliśmy bombę, która eksploduje wyśmienitymi dialogami, a publiczność zaśmiewa się jak na występie kabaretu. Tak o „Zabijaniu Gomułki” w zielonogórskim teatrze pisze recenzent Gazety Lubuskiej Zdzisław Haczek.

Strych tak naprawdę nie jest strychem, tylko dawnym magazynem, z podłogą na metr od gruntu, w podwórku przy ul. Fabrycznej 13 w Zielonej Górze. To tu dyrektor Lubuskiego Teatru Andrzej Buck znalazł szefowi teatru w Legnicy i reżyserowi Jackowi Głombowi - scenę poza sceną (tą oficjalną, z miękkimi fotelami, szatnią...). I nazwał to miejsce Scena na Strychu.

To tu Jacek Głomb - za kartami powieści „Tysiąc spokojnych miast” Jerzego Pilcha - przywołuje klimat lat dziecięcych autora, dorastającego gdzieś w domu, w Wiśle, na Ziemi Cieszyńskiej, w rodzinie luterańskiej...

Od tych wysmaganych kiedyś przez ogień ścian, desek, belek trzeba zacząć pisanie o spektaklu. Bo to one pierwsze budują klimat domu Jerzyka A.D. 1963 r. (świetny Wojciech Brawer, w szkolnym mundurku, naprawdę zdaje się mieć lat naście). One i prawdziwe kompoty, pięciozłotówka z rybakiem, strony „Trybuny Ludu”, radio „z okiem”... Ten dom pachnie tamtą epoką. Do czego jeszcze przyczynia się muzyka Bartka Straburzyńskiego.

Ale odbywamy wyprawę w tamten świat prowincji Polski Ludowej nie po to, by utonąć w rzewnych łzach. Wszak ta prowincja sielska jest z pozoru! Wstrząsa nią żywioł! Nie, nie huragan... A Pan Trąba! Ten, co to od pokoleń nałogowi alkoholowemu służy. Ten, który nagle, licząc się z nadejściem rychłej śmierci, zapisać się w historii chce bardzo. Jak? Musi dokonać zamachu na tyrana. Trąba planuje zabić przywódcę ludowych Chin. Barwnie snuje wizję podróży do Pekinu i samego pościgu za gołym Mao, a my... pękamy ze śmiechu! Bo Zbigniew Waleryś jako Pan Trąba to trzęsienie ziemi. Ale że do Chin będzie za daleko, trzeba będzie zlikwidować I sekretarza partii w PRL-u. - Zadusić? Gołymi rękami? Nieeee! Ja się jego ciała brzydzę - wyznaje Trąba, wciągając do spisku kolejnych mieszkańców.

„Zabijanie Gomułki”, przepraszam za skojarzenie, przywodzi na myśl najlepsze dokonania kina czeskiego: dawne filmy Menzla i Formana, współczesne Zelenki, Sveraka, Hrebejka. To humorystyczno-sentymentalne oswajanie przeszłości! Ta galeria postaci! I ta już typowo polska tradycja powstańcza: zamach, co wiemy z historii, udać się nie może.

Ale nie efekt jest tu najważniejszy. W teatralnej soczewce oglądamy tę małą społeczność, której polityczne zawieruchy zmieść nie potrafią. Nawet poróżnić nie mogą, bo zawsze znajdzie się chwila na kielicha po służbie. I stół świąteczny z religijną pieśnią. Że przy stole głównie protestanci, a nie „prawdziwie polscy” katolicy? Oj, to najmniejsza przeszkoda, by czytać „Zabijanie Gomułki” jako rzecz bardzo na czasie.

W finale 9. Przeglądu Dramatu Współczesnego - Rewizje.pl dostaliśmy bombę, która eksploduje wyśmienitymi dialogami (publiczność zaśmiewa się jak na występie kabaretu).

„Zabijanie Gomułki”, Lubuski Teatr, reż. Jacek Głomb, na podstawie powieści Jerzego Pilcha - „Tysiąc spokojnych miast”, scenografia Małgorzata Bulanda, muzyka, Bartek Straburzyński, premiera na Scenie na Strychu 21 kwietnia 2007.

(Zdzisław Haczek, "Strych się trzęsie!", Gazeta Lubuska, 28-29.04.2007)