Ostatni raz żołnierz radziecki na polskich ziemiach pojawił się w sztuce polskiej w 1945 roku, jako wyzwoliciel. Potem ślad po nim zaginął - Waldemar Krzystek kręci "Mała Moskwę", film o powojennej Legnicy. Kilka dni temu na jego realizację dostał dotację z Urzędu Marszałkowskiego. Być może już wkrótce wrocławska kinematografia na stałe wspierana będzie przez regionalne władze za sprawą dolnośląskiego funduszu filmowego. Z Waldemarek Krzystkiem i Małgorzatą Kopernik rozmawia Magda Podsiadły z Gazety Wyborczej-Wrocław.



W sierpniu zaczynasz realizację "Małej Moskwy". To Twój pierwszy film fabularny po pięciu latach przerwy w pracy na planie. Marszałek województwa dolnośląskiego właśnie zdecydował się wspomóc finansowo jego realizację.


Waldemar Krzystek*
: Przerwa była w fabule. Z reżyserią się nie rozstałem. Robiłem teatry telewizji: "Ballada o zabójcach", "Ballada o Zakaczawiu", "Wizyta starszej pani", "Dobry adres", ostatnio "Norymberga". A pieniądze od marszałka są strategiczne, na rozpoczęcie filmu. Przeznaczę je na casting w Moskwie. Wsparcie dostałem też od władz Legnicy i od teatru Jacka Głomba, bo to jest film o tym mieście. Tam się dzieje. "Mała Moskwa" to film kinowy, będzie kosztować 9 milionów złotych. Producentem jest Telewizja Polska, będą więc też trzy odcinki telewizyjne.

Scenariusz "Małej Moskwy" opublikowałeś już w 2002 w "Dialogu". Walczyłeś tyle czasu o pieniądze na realizację?

Po publikacji wiceminister kultury w Rosji stwierdził, że szkoda, że tego nie napisał Rosjanin. Wszystko popsuł mi prezydent Putin, który ogłosił, że rozpad Związku Radzieckiego jest największą katastrofą geopolityczną XX wieku, no i nie dostałem porządnych rosyjskich pieniędzy na ten film. A tak się ten scenariusz podobał w Rosji. W moim filmie Rosjanie są okupantami, ale też ludźmi, którzy płacą straszną cenę wewnętrznego zniewolenia przez system.

Po latach pukania do bram pomysł kupiła wreszcie telewizja. Rodzaj jałmużny przyznał mi Państwowy Instytut Sztuki Filmowej.

Małgorzata Kopernik*: Żałuję, że nie zrobiłam dokumentu o tym, jak Waldek usiłuje przez pięć lat zrobić film w Polsce. Od 6 rano do 24 w nocy telefony, rozmowy, kucie skały.

W.K.: No tak, za komuny było trochę szybciej. O realizację "W zawieszeniu" walczyłem "tylko" cztery lata.

To o Rosjanach będzie nowy film?

Słuchaj, co napisałem w eksplikacji, szukając producenta: Ostatni raz żołnierz radziecki na polskich ziemiach pojawił się w sztuce polskiej w 1945 roku, jako wyzwoliciel. Potem w sztuce polskiej ślad po nim zaginął. A czemuż to? Wycofał się? Przecież wszyscy wiemy, że w rzeczywistości był na naszych ziemiach do 1993 roku.

Nie wytrzymam, to o czym jest ten film?

Rok 67. Legnica. Bal przyjaźni z okazji Rewolucji Październikowej. Polski oficer zakochuje się w Rosjance, żonie pilota radzieckiego, niedoszłego kosmonauty. Ona zachodzi w ciążę. Rok 1968, inwazja wojsk Układu Warszawskiego, obowiązują prawa wojenne. Związek tych dwojga zostaje odkryty, on jest aresztowany, ona podobno popełniła samobójstwo.

Czy to autentyczna historia z czasów Twojego dzieciństwa w Legnicy?

Tak, grób tej kobiety do dziś jest w Legnicy. Mój film opowiada o latach 60. i o czasach współczesnych, gdy córka przyjeżdża do Legnicy, wysłana przez ojca na grób matki.

Czemu Legnicę nazywano Małą Moskwą?

W latach 60. połowa mieszkańców Legnicy to byli Rosjanie. Tu stacjonował potężny garnizon Armii Czerwonej i znajdowało się dowództwo wojsk ZSRR zgrupowanych na ziemiach Polski, Czechosłowacji i NRD.

Obsady jeszcze nie masz?

Wciąż szukam Wiery. Główne role grają Rosjanie, film jest kręcony przede wszystkim w języku rosyjskim. Rosyjskiego oficera zagra Konstanty Chabieński, znany ze świetnej roli w głośnej "Straży nocnej". Do roli Polaka też może zatrudnię Rosjanina, bo mi potrzebna szczera twarz dla mego bohatera, a taką ma Igor Pietrenko.

Waldek czekał na możliwość zrobienia swojego nowego filmu 5 lat, ale Ty, Małgorzato, napisałaś scenariusz serialu "Dom pod dwoma orłami" przed dziesięcioma laty i wciąż czekasz na realizację. Co się dzieje z tym projektem?

M.K.: Serial jest własnością telewizji, reżyserować ma go Waldek, ale kolejne dyrekcje spychają projekt.

W.K.: Ma być 10 godzinnych odcinków. Początkowo dostaliśmy zielone światło na trzy pierwsze części, ale dyrekcja się zmieniła i rzecz utknęła. Serial jeździ po świecie po różnych festiwalach jako oferta naszej telewizji, a nie jest nawet przetłumaczony na zachodni język. Handlują samym streszczeniem!

M.K.: To jest historia jednego domu w powojennym Wrocławiu. Na Biskupinie albo na Krzykach. Takie domy wciąż istnieją. To losy trzech rodzin, polskiej, ukraińskiej i niemieckiej.

W.K.: Które puentują się w tej kamienicy. To coś z przypadku Donalda Tuska, który nie wiedział, że jego dziadek był w Wehrmachcie, bo w rodzinie się o tym milczało.

M.K.: Zainspirowała mnie powódź, która zarywa podłogi w starym domu i odsłania nieznane pamiątki, odkrywa tajemnice. Chciałam opowiedzieć o nas, skąd w tym Wrocławiu jesteśmy, co z sobą przywieźliśmy, co tu zastaliśmy. Ja przywędrowałam ze Szczecina, Waldek z Legnicy.

W.K.: Zastaliśmy krany z napisem Kalt und Warm. Najmłodsza bohaterka serialu, Marianna, natrafia w domu na dziennik Niemki, która mieszkała tam przed wojną. I karty tego dziennika każą jej podejrzewać, że ktoś w tym domu po wojnie jednak został, że ktoś tu był Niemcem.

M.K.: I tak poznajemy losy zamożnej niemieckiej rodziny, która postawiła dom we Wrocławiu, a w roku 1945 roku straciła wszystko. I jak do tego domu przyjechała rodzina polska z Kresów, o piłsudczykowskich tradycjach.

W.K.: Nie da się historii Wrocławia opowiedzieć bez historii Kresów. Po raz pierwszy w polskim filmie pokazana zostanie rzeź wołyńska, tragiczne relacje polsko-ukraińskie.

Niemcy nie chcą dać pieniędzy? Przecież u nich właśnie wielkim sukcesem zakończył się serial "Ucieczka" o wysiedleniach Niemców.

W.K.: Szukałem w Niemczech producenta. Najpierw pomysł im się spodobał. Historia trzech narodów. Chcieli dać pieniądze, ale chcieli też poprawności politycznej. A tu widzą scenę, w której przyjeżdża po wojnie do poniemieckiego domu polska kobieta i spotyka tam Niemkę, która traktuje ją jak śmiecia, uważa, że ona wszystko jej zabrała. I Polka jej mówi: to nie ja tej wojny chciałam i to ty nadal trzymasz w piwnicy portret Hitlera. I producenci zażądali korekt. Mówią: ulegasz antyniemieckiej propagandzie. Trzech producentów po kolei oskarżyło mnie o szowinistyczny punkt widzenia. A my oparliśmy się na autentycznych faktach.

M.K.: Te fakty Niemcy wyparli ze zbiorowej świadomości, piszą swoją historię na nowo, chętnie stawiają się w roli ofiar. Nie wiedzą na przykład, że pierwsze wypędzenie z Wrocławia zarządził sam dowódca Festung Breslau. Dwie trzecie ludności wyprowadził na ulicę w ową straszną zimę 45 roku. Niemcy we Wrocławiu do roku 1944 nie bali się wojny, toczyła się zbyt daleko, wydawało im się, że do nich nie dojdzie. I nagle muszą wyjść na ulicę w 25-30-stopniowy mróz, tylko z 20 kilogramami dobytku. I czekać na dworcu na spóźnione pociągi - dzień, dwa. Na peronie leżało wtedy 300 równo poukładanych zamrożonych na śmierć noworodków. Gestapo wyrywało rodzinom z rąk te martwe dzieci w obawie przed wybuchem epidemii, nie pozwalając z trupkami jechać w pociągu. Ale niemiecki producent zaprzecza tej scenie, nie wierzy, żeby Niemcy tak robili.

Dwoje wrocławskich filmowców nie może dostać na ważny film, opowiadający historię z Dolnego Śląska, pieniędzy z regionu?

W.K.: Miasto pięknieje, rozwija się gospodarczo, a kinematografia wrocławska, kiedyś tak zasłużona, chyli się ku upadkowi. Ostatni ważny film zrealizowany we Wrocławiu to holenderski "Charakter", zdobywca Oscara w 1997 roku. Ale wciąż jeszcze mamy Wytwórnię Filmów Fabularnych, dystrybutora filmowego Odra-Film. Potencjał do uratowania, pod warunkiem że będą tu powstawały filmy.

Pieniądze od marszałka, które właśnie dostałem dla "Małej Moskwy", to jest zaczyn regionalnego funduszu filmowego. W środowisku powstaje taki projekt, rozmawiamy z władzami. Władze regionu dokładałyby do budżetu filmu powstającego w regionie 10-15 procent, ale pod warunkiem że pieniądze wydane zostaną na miejscu. Na tutejszy transport, zaplecze techniczne, usługi producenckie.

M.K.: Korzyści obopólne są nie do przecenienia.

W.K.: Marzy mi się, by taki fundusz pełnił też rolę producenta kreatywnego, inicjował tematy regionalne, na przykład o Hauptmannie z historią jego pochówku. Jak to zwłoki wielkiego pisarza czekały kilka tygodni, bo się Polacy, Niemcy i Rosjanie kłócili, gdzie ma spocząć. Albo zamówił horror z akcją w roku 1945: rodzina osadników przyjeżdża do wielkiego domu na odludziu. Historii z powojennego Dolnego Śląska można wymyślać pod dostatkiem.

(Magda Podsiadły, "Historie filmowe z Dolnego Śląska", Gazeta Wyborcza-Wrocław, wydanie internetowe, 13.04.2007)



* Małgorzata Kopernik - reżyserka i scenarzystka filmowa, telewizyjna (współautorka z Waldemarem Krzystkiem scenariusza filmu "W zawieszeniu", autorka filmu tv "Szklany dom", scenariusza serialu "Życie jak poker", prywatnie żona Waldemara Krzystka)

* Waldemar Krzystek - reżyser filmowy i teatralny (m.in. fabuły: "W zawieszeniu", "Ostatni prom", "Zwolnieni z życia", prywatnie mąż Małgorzaty Kopernik)