Drukuj
Dzień później niż ostatnio informowaliśmy, czyli w sobotę 28 kwietnia, dojdzie do pierwszej w tym sezonie premiery na legnickiej Scenie na Piekarach. Premierowy spektakl „Dziadów” na motywach tekstu A. Mickiewicza, w którym grać będzie cały (niemal) zespół aktorski Teatru Modrzejewskiej, aktorzy wyłonieni w castingu oraz zaproszeni, przygotowuje w Legnicy Lech Raczak.

- W „Dziadach” Lecha Raczaka potrzebujemy bardzo młodych odtwórców ról ponieważ - zgodnie z reżyserskim założeniem tej inscenizacji - ważne będzie w niej opozycyjne przeciwstawienie młodości i dojrzałości.  Przy okazji tej produkcji szukam też młodych aktorów, którzy uzupełniliby na stałe nasz zespół artystyczny – wyjaśnia dyrektor Teatru Modrzejewskiej Jacek Głomb.

- „Dziady” kojarzą się - i słusznie - z dwoma głównymi motywami. Pierwszym jest obrzęd, trochę dziki, nawet nielegalny i w pewnym sensie heretycki, ale głęboko zakorzeniony w ludowej kulturze i obyczajowości. Ten drugi jest polityczny, choć także powiązany z wątkiem religijnym. Jednak po raz pierwszy w historii Polski, pokażę to klasyczne przedstawienie widzom, którzy z pokoleniowych powodów nie mają doświadczenia politycznej opresji – mówi reżyser przedstawienia Lech Raczak *  (więcej w osobistym dzienniku reżyserskim poniżej).

*****************************************************

Teatr Modrzejewskiej w Legnicy
"Dziady" wg Adama Mickiewicza

adaptacja: Maciej Rembarz i Lech Raczak
reżyseria: Lech Raczak
scenografia: Bohdan Cieślak
kostiumy: Izabela Rybacka
muzyka: Lech Jankowski
premiera 28 kwietnia 2007 godz. 19.00
Scena na Piekarach


W przedstawieniu zagrają:

Katarzyna Dworak, Joanna Gonschorek, Gabriela Fabian, Magda Skiba, Zuza Motorniuk, Małgorzata Urbańska, Ewa Galusińska, Anita Poddębniak, Bogdan Grzeszczak, Rafał Cieluch, Paweł Wolak, Paweł Palcat, Tadeusz Ratuszniak, Dariusz Majchrzak oraz zaproszeni: Wojciech Czarny, Tomasz Radawiec i Lech Wołczyk

a także wyłonieni w castingu:

Jakub Kotyński - absolwent PWST  w Krakowie (2004) i Konserwatorium Sztuki Dramatycznej w Paryżu (2005), obecnie aktor Teatru Polskiego we Wrocławiu, zagrał Kafkę w "Amszel Kafka" (także wygrał casting) i we "Wszystkim Zygmuntom między oczy".
Łukasz Węgrzynowski - student IV roku PWST we Wrocławiu, obecnie gra gościnnie w "Burzy" w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu.
Robert Zawadzki - absolwent PWST we Wrocławiu (2004) -  wolny strzelec, obecnie gra (też w wyniku castingu) w "Kowalu Malambo" w Laboratorium Dramatu w Warszawie.


Z reżyserskiego notatnika Lecha Raczaka (fragmenty):


Dziady Mickiewicza wywodzą się z obrzędu „na pamiątkę dziadów, czyli w ogólności zmarłych przodków. Uroczystość ta początkiem swoim zasięga czasów pogańskich i zwała się niegdyś ucztą kozła.” Nie jest przypadkiem, że z tego samego typu rytuału wywodzi się też grecki teatr, więc teatr w ogóle. I tym bardziej nie jest przypadkiem, że geneza zjawiska teatru wiąże się z tymi ludzkimi wysiłkami, które – daremnie – miały przezwyciężać śmierć.(Od słowa „ resurequsit” – „zmartwychwstał” – zaczyna się udokumentowana historia teatru w Polsce – znów przypadek, i znów zbyt znaczący, by pomijać go przy rozważaniach na temat Dziadów).
Jeśli więc teatr jest próbą zmartwychwstawania, czy wskrzeszania (nie ciał –tylko duchów, wspomnień, opowieści, historii) – śmierć czyha przed progiem sali.
My, widzowie, przychodzimy tam, by uczestniczyć w ożywianiu tych, którzy bądź dawno zmarli, bądź nie istnieli cieleśnie nigdy. A teraz wstępują w ciała aktorów… To nazywało się kiedyś opętaniem.

***

Opowiada ewangelista (Mk 5,1-13) o pewnym opętanym, co „ mieszkał w grobach, łańcuchy rozrywał i pęta kruszył”, gdy go usiłowano okiełznać, „wciąż dniem i nocą krzyczał i tłukł się kamieniami po grobach i po górach”. Szatan, który w nim mieszkał, przedstawił się Jezusowi jako „Legion, bo jest nas wielu”.
Diabeł, który opętał Konrada, nie wyrzeka się tożsamości z tym, którego znamy dzięki Markowi: „Lukrecy, Lewiatan, Voltaire, alter Fritz, Legio sum”.
Tym bardziej uderza w improwizacyjnym opętaniu Konrada: „Nazywam się Milijon, bo za milijony / Kocham i cierpię katusze”.
 

***

Widma, zjawy, upiory. Po dzieciach (wyobraźmy je sobie jako płomyki świec, zapalniczek, światełka jakiś medycznych urządzeń (?), po złym panu (może mieć w sobie coś z oświeceniowego bon vivanta  w peruce i jedwabnych spodniach, ale może lepiej w postaci jakiegoś kołchozowego łukaszenki (?), po Zosi i Widmie-Gustawie pojawi się więzień – zesłaniec opowiadający o zamarzłym chłopie („Przegląd wojska” w. 432-455 i 472-481) lub o mroźnym piekle („tu ludzie biegną, każdego mróz goni…” „Petersburg” w. 93-100 i 105-132, lub z tego samego wiersza uliczne szyldy w. 45-72 i 79-80).
Rosyjskie, mroźne wizje i widma mogą oczywiście powrócić w cmentarnej IX scenie III części.

***

„Lubię synów, to nasi przyszli towarzysze” (cz.III, sc.1 – więzienna , w.89)
„Trzy pokolenia przeszły jak nas przemoc dręczy,
Męczyła ojców naszych, dzieci, wnuków męczy.” (cz.III, sc.VII – Salon warszawski, w.73-4)
Dziady w 2007 roku zderzą się z publicznością, której po raz pierwszy od powstania utworu nie będą dotyczyć powyższe cytaty. (By rzec prawdę –  podobny przypadek mógł zdarzyć się pod koniec lat 30-tych, ale nie pamiętam czy wtedy Dziady grano; niebawem zresztą okazało się, że wolność w Polsce jest chwilową ułudą). Tak więc najmłodsza (i najważniejsza) część widowni znajdzie się nie tylko wobec odległych, historycznych opowieści, ale – co gorsza – wobec wspomnień, które w bliskości faktów politycznych nieuchronnie przemieniają się często w rodzaj kombatanckiego ględzenia. Oczywiście poetycka jakość mickiewiczowskich opowieści może zrównoważyć banalność procesu opowiadania. Głównym problemem nie jest jednak tekst, ale sama sytuacja  „wieczoru wspomnień”, „spotkania kombatantów”, „seansu patriotyczno-historycznego”, którym jest i obrzęd i przedstawienie Dziady.
Ostatni uczestnicy spisków, powstańczych starć, demonstracji i walk ulicznych, bywalcy aresztów, więzień i ośrodków internowań są dziś w znacznej liczbie brzydko podstarzałymi funkcjonariuszami, zgorzkniałymi, bo niespełnionymi przywódcami, lub poranionymi przez nowy system ofiarami zmienności świata, albo rekinami prowincjonalnych rynków. Nie wydają się więc szczególnie pożądanymi partnerami rozmowy dla młodego pokolenia. Stracili bowiem – żyjąc zbyt długo, nie umierając młodo! -  mitotwórczą siłę, atrakcyjność i u-lotność. Łysiny, wylewające się zza paska brzuchy, pękate pośladki, zmarszczki i rozmazane szminki (mówimy bowiem też o jakże licznych heroinach niedawnej przeszłości), podgardla ściśnięte krawatami, chrapliwe głosy, pożółkłe zęby i mania gadania, gadania, gadania, knucia, spiskowania (przeciw niedawnym towarzyszom walki) nie są rekomendacją w żadnej sferze komunikacji społecznej, zwłaszcza w sztuce.
Cóż więc z nimi – z naszymi wypróbowanymi przyjaciółmi – zrobić?
Co zrobić z aktem spotkania światków – męczenników – uczestników heroicznej i tragicznej historii z tymi, którzy tkwią niewinnie w teraźniejszości  bezrefleksyjnej, ulotnej i powszedniej?
Trzeba niedobitkom historii dać szansę: niech z ich (naszych) martwiejących ciał wyrwą się na świat dawne, młode dusze. Niech śmiertelność, umieralność, szpitalna degradacja ich ciał będzie szansą dla duchów ich przeszłości. Komunikacja  może odbywać się między zaświatami a światem, pomijając śpiące, cierpiące, jęczące, gadające niezrozumiałymi językami ciała.
Dajmy im (nam) satysfakcję: niech śnią siebie młodych.

***

W każdym razie jeśli już trzeba przeciwstawiać sobie wątek polityczny i mistyczny, lepiej jeśli bardziej wyrazisty jest ten drugi.