Drukuj
- Z tegorocznego konkursu pamiętam dziewczynę z Legnicy [Joanna Gonschorek, aktorka Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy- red.], która śpiewała i robiła makijaż. To już był jakiś pomysł na piosenkę. O niektórych wydarzeniach XXVIII PPA we Wrocławiu mówi Alina Janowska w rozmowie z Tomaszem Wysockim z Gazety Wyborczej - Wrocław.

Gościem honorowym zakończonego w niedzielę [18 marca] Przeglądu Piosenki Aktorskiej była, jak co roku, aktorka Alina Janowska.

Alina Janowska: O czym będziemy rozmawiali? Tomasz Wysocki: O Przeglądzie Piosenki Aktorskiej.

- Piosenki, wyraźnie EN. Użyj języka. Piosenki. Lepiej. Piosenka musi być najpierw dobrze powiedziana. To o co chciałeś pytać?
-
Wiem, że była Pani na koncercie Raz Dwa Trzy z utworami Wojciecha Młynarskiego.
 
- Podobał się Pani ten koncert?
- Nie! Byłam okropnie zdenerwowana. Im dłużej słuchałam, tym bardziej byłam zdenerwowana. Tekst Młynarskiego legł całkowicie, bo nic się nie rozumie. Siedziałam w pierwszym rzędzie. Mam 84 lata, więc pewna selektywność dźwięków jest możliwa, ale nie do tego stopnia, by nic nie zrozumieć. Siłą intelektualną piosenki jest tekst i jeśli nie rozumiem tekstu, to całość traci sens. A Wojtek Młynarski bardzo dba o to, żeby jego teksty były czytelne, klarowne, tak aby każdy człowiekje zrozumiał. Bo to jest piosenka walcząca, zaangażowana. Tymczasem tutaj wszystko przepadło. Wiem, że to była premiera i zawsze takim przedsięwzięciom towarzyszy trema. Wierzę także, że mimo iż start był kiepski, to ten materiał może mieć przyszłość. O ile pan Adam Nowak będzie świadom, na czym polegają błędy. Zdrugiej strony, wierzę zawsze w dobrą wolę artysty, w jego rzetelność w przygotowaniach. A powrót Młynarskiego mimo wszystko cieszy. Raz Dwa Trzy nie kojarzyłam wcześniej. Słyszałam tylko, że bardzo ciekawie zrobili piosenki Agnieszki Osieckiej. Teraz Wojtek udzielił im prawa do pracy nad jego tekstami. Spotkałam pana Adama po koncercie w holu - tylko uśmiechnęliśmy się do siebie.

- Raz Dwa Trzy nagrywa piosenki, utwory...
- O, teraz dobrze, panie Tomku. Piosenki. Wyraźnie.

...Osieckiej i Młynarskiego, Grzegorz Turnau wydał niedawno płytę z utworami Jeremiego Przybory. W konkursie także ciągle krąży stały zestaw nazwisk i może jeszcze: Koniecznego, Marka Grechuty, Wiesława Dymnego. Dlaczego stale wraca się do tych autorów?
- Turnau zaczynał właśnie od nowych piosenek mojego syna. A ci pozostali to klasycy, a niewiele jest nowych, dobrych tekstów. Takie mam wrażenie, bo zbyt dobrze tego rynku nie znam. Czasem Michał, mój syn, przynosi mi swoje nowe wiersze i płyty.

- Nie ma nowych autorów i tekstów, czy trudno im wypłynąć i zdobyć popularność?
- Rzeczywiście, być może jest nawet poro nowych autorów, pewnie ich teksty krążą w internecie. Jednak do wydobycia ich na światło dzienne potrzebna jest intensywna promocja. Tymczasem w ogóle się ich nie lansuje, nie są obecni w mediach. To wina telewizji, radia, gazet. Może są za trudne mentalnie albo formalnie dla osób, które decydują o wypromowaniu takich autorów? Michał nie ma umiejętności przebijania się w środowisku, a właśnie ta umiejętność lansowania decyduje o szerszym zaistnieniu.

- Widziała Pani jeszcze jakieś przedstawienia podczas tegorocznego Przeglądu?
-
Byłam na dwóch fantastycznych spektaklach. Wojciech Kościelniak zrobił świetny "Sen nocy letniej". To przedstawienie wywarło na mnie kolosalne wrażenie. Zabawne, w dobrym guście, może trochę za długie. Rozbawiło mnie, że wprowadził na scenę zupełnie inną technikę. Obok teatru muzycznego był film z kwestiami rysowanymi wdymkachjak wkomiksie. Kościelniak ma bardzo szeroką wyobraźnię, jest otwarty na dźwięk, na obraz. Wszystko jest u niego przemyślane, wszystko ma swoje miejsce. Kościelniak ma świetnego scenografa. Tak manipulował z głębią teatru, że nie wiedziałam po prostu, gdzie jestem. Imponuje mi, że potrafi tak zdyscyplinować zespól. W dodatku widać, że ci młodzi aktorzy uwielbiają to, co robią. Potrafił wycisnąć z nich wszystko, co chciał. Znać, że ma niezwykle wymagania wobec siebie i wobec zespołu. A jeślibym się miała czepiać drobiazgów, to może czytelności tekstu. Tam, gdzie wchodzi ruch, a tekst trzeba mówić dwa razy szybciej. To należy poprawić. Podobało mi się także przedstawienie finałowe "C-AKTIV". Konrad Imiela zachował styl Witkacego, wizualnie i interpretacyjnie.

- Nie zaskoczyła Pani obecność Dody, Doroty Rabczewskiej, gwiazdki muzyki pop?
- Słyszałam, że się pojawi. To być może sposób na przyciągnięcie nowej, młodszej widowni. Nie jestem pewna, czy Doda [na zdjęciu] była dobrze przebrana, czy wielki, biały płaszcz abyj ej nie przytłoczył. Ona powinna być jak postać z obrazów Witkacego - bardziej wyrazista. A tymczasem narzucało się podobieństwo do Violetty Villas. Ja widziałam ją po raz pierwszy. Mówiono mi tylko, żejest bardziej inteligentna, niż wygląda.

 Czy nie zdziwił Pani wynik konkursu i wygrana Wacława Mikłaszewskiego?
- Niektórzy mówią, że to, co on robi, nie ma nic wspólnego z piosenką. W ogóle nie wiedziałam, o co chodziło w tekście. Do tego ograniczony taniec. Podobno raperzy wiedzą, na jaki temat puszczają te bułki z gęby. Ale wie pan co? Chyba nie o to chodzi. Strasznie szkoda czasu scenicznego na podobne rzeczy. W dodatku jak to się powtarza dwa razy, no to wytrzymam, ale przecież podczas koncertu jeszcze konferansjer też się posługiwał tą techniką. To przeszkadzało. Zupełnie inaczej jest, kiedy idę w Nowym Jorku i widzę, jak trzech czarnoskórych śpiewa i tańczy na chodniku, żeby zarobić jakieś centy. To rozumiem. Nagroda się należy: bo któryś tam śpiewa, jest wygimnastykowany, dobrze robi mostek. Ale zaliczanie tego do kategorii sztuki, jeśli to niejest parodia, to przesada. Z tegorocznego konkursu pamiętam dziewczynę z Legnicy [Joanna Gonschorek, aktorka Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy- red.], która śpiewała i robiła makijaż. To już był jakiś pomysł na piosenkę.

- W ostatnich latach Przegląd Piosenki Aktorskiej mocno się zmienił, otworzył na zjawiska, które momentami trudno zaliczyć do typowej piosenki aktorskiej. Niektórzy krytykują trzymanie się tradycji, inni źle widzą otwarcie na gwiazdy rocka, które niewiele mają wspólnego z dawnym PPA.
- Zawsze była taka tendencja, żeby sprowadzać na festiwal wokalistów i zespoły spoza tego głównego nurtu. Trzymano się pewnego rygoru, żeby to był jednak wykonawca piosenki. W tym roku bardzo spodobał mi się zespół wokalny z Londynu [The Shout - red.]. Klarowna forma, od razu można było ocenić kunszt artystów. W tym roku formuła została jeszcze szerzej potraktowana Był teżj akiś zespół w hali sportowej. Nie poszłam, bo wiedziałam, że tam będzie hałas. Ale mnie to w ogóle nie interesuje.

- W Warszawie mówi się o Wrocławiu i o Przeglądzie Piosenki Aktorskiej?
- O Przeglądzie dużo słyszałam w telewizji. A wśród znajomych mówi się, że miasto się rozwija, że dużo się buduje. Nawet mój mąż przygotowywał projekt przebudowy stadionu. Był dobrego zdania o wrocławskich architektach, z którymi współpracował, gorzej mówił o tutejszej biurokracji. Ale tak na co dzień: same superlatywy. Zawsze spotyka mnie we Wrocławiu dużo dobrego. Tutejsza mieszanka ludzka, która powstała z ludzi ze Wschodu, sprawia, żejesteście bardziej serdeczni niż krakowianie, nastawieni na strawę duchową. Czuje się, że mieszkańcy są związani z miastem. Następne pokolenia pewnie całkowicie się z nim zintegrują.

(Tomasz Wysocki, "Piosenka i bułki z gęby", Gazeta Wyborcza-Wrocław, 23.03.2007)