O żadnym spektaklu legnickiego Teatru Modrzejewskiej nie pisano więcej, zwłaszcza… przed premierą (2002). Najwięcej było jednak spekulacji, czy ówczesny premier Leszek Miller pojawi się na premierze, czy zrobi unik. Nie przyjechał, a jeden ze spektakli zagrano mu na pożegnanie z urzędem. Po długiej przerwie „Obywatel M. – historyja” wraca na afisz. W styczniu legnicki teatr zagra to przedstawienie czterokrotnie.

Opowiadamy o typowym człowieczym losie. Opowiadamy historyję. Jej bohaterem jest M.
Nasza opowieść jest i nie jest o tym właśnie M. To prawda, że u zarania pomysłu były konkretne, jednostkowe cechy, zdarzenia, sytuacje. Szybko jednak okazało się, że owe właściwości charakteru i koleje losu są tak przyrodzone człowiekowi, iż trzeba je nazwać typowymi.
Wyposażony w rysy ponadindywidualne M., złożony jest z cech właściwych gatunkowi homo sapiens, uznanych przezeń – w zasadzie od zawsze – za warte naśladowania i praktykowania. Nie są to jednakże cechy szczególnie wartościowe. Bo czyż można za takie uznać przeciętność, umiejętność przyswajania póz cudzych, elementarny spryt i takąż samą ambicję. One po prostu S¡.
I nie ma tu znaczenia żaden wybrany moment historii. To zaledwie estetyczny kontekst, zmienny i ulotny jak moda.
Tak rozumiana opowieść musi się zatem kojarzyć z moralitetem – przypowieścią na temat uniwersalnych prawideł losu ludzkiego, w którym M. (man – człowiek) jest każdym. Każdego otaczają persony, maski kształtujące wizerunek i określające obszar człowieczego świata. To rodzina: Matka, Wujowie, Ciotki; to inżynierowie dusz i autorytety: Ksiądz, Naczelnik, Zastępca, Profesor, Dyrektor, Kolega z CK; to wreszcie środowisko: Przyjaciel, Koleżanka, Dziewczyna. Korowód masek, ich niekończący się taniec.
Jest jeszcze Anioł Stróż. Posłany na Ziemię, by odsłonić tajemnicę – misterium, opowiedzieć historyję. Nie ostatnią... – tak przed laty objaśniali ideę spektaklu jego twórcy Maciej Kowalewski i Jacek Głomb.


Maciej Kowalewski
OBYWATEL M - historyja
reżyseria - Jacek Głomb
scenografia - Małgorzata Bulanda
muzyka - Bartek Straburzyński
premiera - 6 kwietnia 2002

spektakle na dużej scenie Teatru Modrzejewskiej w Legnicy
13 i 14 stycznia 2007 (sobota-niedziela) o godz. 19.00
także: 11 i 12 stycznia (czwartek-piątek) o godz. 11.00
bilety: 25 zł (ulgowy 15 zł)

***************************************************************************************


"Obywatel M." to coś więcej niż satyra na znanego polityka. To ironiczny portret typowego peerelowskiego działacza partyjnego, który gładko przeszedł transformację ustrojową i dzisiaj jest u władzy. A zarazem jest to metafora polskich, absurdalnych losów Kowalewskiemu i Głombowi udało się stworzyć postać peerelowskiego Everymana - Każdego - który pożyczył od Millera jedynie parę faktów z biografii. Tak jak w moralitetach, Ludwikowi M. towarzyszy Anioł Stróż, jakby skopiowany ze świętych obrazków, które ksiądz rozdaje przy kolędzie.
Genialnym pomysłem było oderwanie sztuki od historycznych realiów. Na scenie nie ma autentycznych mebli, strojów i transparentów (...). PRL jest za to obecny w języku. Kowalewski znakomicie czuje poetykę nowomowy, te wszystkie na zakładzie, włącz na dziennik, towarzyszu naczelniku. Nie są mu obce także komunistyczne rytuały, takie jak apel szkolny z recytacją poezji zaangażowanej czy dożynki. Aktorzy świetnie parodiują je, nawiązując do komedii Stanisława Barei.

Roman Pawłowski, Gazeta Wyborcza



Kreowany przez Tadeusza Ratuszniaka Ludwik M. jest człowiekiem zakompleksionym, infantylnym, wrażliwym jak dziecko i pozbawionym wszelkich poglądów. Nie radzi sobie w życiu rodzinnym, nie potrafi uwolnić się od rozlicznych kochanek z młodości. Jego życiowym motorem jest wyłącznie pęd do partyjnej kariery. Akacja toczy się przed 1989 rokiem. O tym, że M. został premierem, dowiadujemy się dopiero w finale. Ale trudno mówić o Historyi, nie wspominając o jej walorach kabaretowych i satyrycznych. Te objawiają się głównie we wplataniu w akcję znanych passusów w rodzaju: „Pamiętaj nie ważne jak mężczyzna zaczyna, ważne jak kończy”, albo: „Mężne serce w kształtnej piersi”. Są znane cytaty z historii: „Pomożecie? Pomożemy!”. Jest parodia „Psów” Pasikowskiego, gdy M., wraz ze swym przyjacielem, rówieśnikiem Oleandrem, śpiewają po pijaku „Mury” Jacka Kaczmarskiego.
Czym więc jest „Historyja”? Satyrą na klasę polityczną? Teatralną biografią premiera? Filozoficzną przypowiastką o życiu Kabaretową wizją PRL? Grą teatralnych konwencji? Zapewne wszystkim po trosze. Przede wszystkim jest dobrze i równo zagraną sztuką i głównie dla legnickim aktorów warto ją zobaczyć.

Maciej Wełeczko , Trybuna



„Ballada o Zakaczawiu”, poprzedni spektakl Jacka Głomba, był próbą opowieści o Polsce socjalistycznej z perspektywy prowincjonalnych złodziejaszków z szemranej dzielnicy. W „Obywatelu M.” Głomb chciał spojrzeć na tę samą Polską z góry – z punktu widzenia partyjnego aparatu. Chciał biografią jednego z jego przedstawicieli dopełnić tamten obraz i postawić jasną tezę. Bandyci z Zakaczawia wzbudzali naszą sympatię, bo byli przynajmniej honorowi, mieli swój kodeks wartości zaczerpnięty z filmów indiańskich: powtarzali sobie, że „Winnetou tak by nie postąpił”, że najważniejsza jest przyjaźń, lojalność, bycie w grupie, patriotyzm lokalny. Bohaterowie „Obywatela M.” są tych cech pozbawieni – dla nich liczy się tylko osobisty interes, kariera, nie ma prawdziwego koleżeństwa. Benek Cygan kochał na śmierć i życie jedną kobietę, Ludwik M. sypia z wszystkimi nauczycielkami, szwaczkami, sekretarkami, urzędniczkami, jakie stają na jego drodze. Benek przegrał, Ludwik triumfuje. Czy to znaczy, że wygrają tylko egoistyczne świnie? Głomb ku naszemu zdumieniu nie stawia wcale kropki nad „i”.

Łukasz Drewniak



Maciej Kowalewski mówi, że wprowadzając kolejne zmiany w tekście sztuki coraz bardziej odchodził od nachalnej doraźności i aluzyjności. W pierwotnej wersji miała być i pożyczka moskiewska, i Anastazja P., i pułkownik Kukliński. Nie zostało nic.
- Nie ma sensu pisać, "jak było naprawdę" - mówi Kowalewski. - Bo po pierwsze nie wiemy, jak było naprawdę, po drugie prawda jest zwykle mało poetycka.
Zmienił się nawet tytuł spektaklu. Pierwszy brzmiał "Niesamowite przygody Leszka M.", potem Leszek został Ludwikiem i ostatecznie stanęło na "Obywatel M. - historyja". Maciej Kowalewski mówi, że najlepiej byłoby, gdyby pozostał tylko M., czyli każdy. M., czyli man, człowiek.
- To jest baśń o poszukiwaniu skarbu - mówi Małgorzata Bulanda. - Opowieść o chłopcu, który wychodzi z lasu w poszukiwaniu lepszego świata, jakim okazuje się dla niego świat władzy.
Jest rok 2002. Nad śpiącym Ludwiczkiem M. pochyla się matka, dumna, że jej mały Ludwiczek, choć ostatecznie nie został księdzem, to razem z całą rodziną był nawet u papieża.
- Boże, mój Ludwik jest przewodniczącym Rady Ministrantów. Zawsze wierzyłam, że wyrośnie na kogoś porządnego. Tylko mi się trzymaj synku tej Rady Ministrantów.

Mariusz Urbanek, Polityka