O „Poruczniku z Inishmore” brytyjski Daily Expres napisał, że jest to „zabójczo śmieszna komedia o irlandzkich terrorystach, tak przerażająca, że chce się umrzeć, nie przestając się śmiać!” Nic dziwnego, że ta angielska farsa przebojem wzięła polskie sceny. Po kilkunastu miesiącach przerwy - i blisko trzy lata po premierze - wraca też do repertuaru legnickiego Teatru Modrzejewskiej. Z Robertem Gonerą w roli tytułowej…

Wszystko przez kota. Na Inishmore, jednej z irlandzkich wysp, ktoś rozjechał czarnego kocura. Właścicielem biednego zwierzaka okazuje się Padraic (Robert Gonera), członek paramilitarnej bojówki jednej z irlandzkich grup terrorystycznych. Młody chłopak rozpoczyna polowanie na rzekomych zabójców kota. Sytuacja szybko wymyka się spod kontroli. Wszak nie od dziś wiadomo, że gdy kot czarny, to los marny...

W „Poruczniku z Inishmore” Martina McDonagha oglądamy portret irlandzkich terrorystów, niedojrzałych emocjonalnie, zaplątanych w rywalizację. O takich ludziach mówi się zazwyczaj ze śmiertelną powagą. Tymczasem autor kpi z nich, ile się da. W efekcie, mimo nagromadzenia scen, gdzie krew tryska, a trup ściele się gęsto, zaskoczeni widzowie reagują z coraz większym śmiechem.

Nie ma wątpliwości, że w sztuce ocenie poddane zostaje zabijanie w imię ideologii - czyli terroryzm. Moralista McDonagh nie ma jednak żadnej wątpliwości, że zabijanie w imię najszczytniejszych nawet celów jest złem. Dlatego swojego tytułowego bohatera, bardzo bezwzględnego terrorystę, przedstawia jako groźnego wariata, który w imię wolnej Irlandii bez skrupułów torturuje i zabija ludzi, a mięknie i rozczula się na myśl o swoim kotku Tomaszku. Fantastycznie poprowadzona intryga obraca się wokół tego czarnego kotka, który jak na mistrzowski dramat przystało, zostanie w finale… obrócony do góry ogonem.

Czy wobec zbrodni można jednak rechotać, boki zrywać, by snuć opowieści o ześwirowanych posiadaczach kotków? Nie od dziś wiadomo, że śmiech to broń ostateczna, bo obnaża absurd. Przy okazji pozwala widzowi wytrzymać drastyczność przedstawianych sytuacji. Nic dziwnego, że sztuka uznana została w Wielkiej Brytanii za najlepszą komedię roku 2003 (Best New Comedy 2003 Olivier Awards). Jest to bowiem prawdziwie czarna komedia w klasycznie najlepszym angielskim wydaniu.
To jest przyczyna, dla której od kilku lat „Porucznika z Inishmore” znajdziemy nie tylko w repertuarze Teatru Modrzejewskiej w Legnicy, ale także na scenach: Teatru Współczesnego w Szczecinie, Teatru Żeromskiego w Kielcach i Teatru Współczesnego w Warszawie (z Borysem Szycem w roli tytułowej).

***************************************************************

Martin McDonagh
„Porucznik z Inishmore”

tłumaczenie: Klaudyna Rozhin
reżyseria: Anna Wieczur-Bluszcz
scenografia: Małgorzata Bulanda
legnicka premiera: 6 grudnia 2003

najbliższe spektakle:
w soboty i niedziele 14 i 15 oraz 21 i 22 października 2006 godz. 19.00

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Martin McDonagh jest jednym z najgłośniejszych współczesnych dramatopisarzy, jedynym - poza Szekspirem - którego w Londynie grano w czterech teatrach jednocześnie. Krytyka prześciga się w pochwałach dla jego dramaturgicznego kunsztu, hołubią go media. Otrzymał kilka prestiżowych nagród; podczas przyznania jednej z nich, kiedy był kompletnie pijany, o mało nie pobił się na pięści z Seanem Connerym. Ma zatem wszystko, czego potrzeba, by zdobyć sławę: tupet i talent.

Przystępując do pisania, McDonagh ogląda ponoć dużo telewizji. Przyznaje się do inspiracji filmami Davida Lyncha, Martina Scorsese, Quentina Tarantino.
O teatrze mówi rzeczy nieprawomyślne, niezbyt powszechne wśród dramaturgów: „Właściwie tam nie bywam, a kiedy już zachodzę, jestem śmiertelnie znudzony”; „Teatr nie powinien być uniwersyteckim wykładem. W każdej sztuce powinno znaleźć się kilka pistoletów”; „Teatr zbyt długo już dążył do prawdy. Prawda jest nudna i właściwie nie ma prawdy jako takiej - są tylko opinie. Teatr ma aż nadto tych opinii, a zbyt mało jest w nim opowieści” – pisał przed laty o autorze sztuki Leszek Pułka z Gazety Wyborczej.