Drukuj

Mam podwójną słabość do tegorocznego, radiowego zwycięzcy „Dwóch Teatrów”. "Podróż na Księżyc" przypomina mi dzieciństwo w legnickim teatrze (reżyserka Anna Wieczur-Bluszcz i wcielający się tu w rolę narratora Przemysław Bluszcz pochodzą właśnie z "Modrzejewskiej"). W momencie, gdy moją kryjówką przed światem stawał się teatr w Legnicy, drugim azylem był już kilka lat teatr radiowy. Wspomina i pisze Janusz Łastowiecki.


Tegoroczne Grand Prix łączy te dwa doświadczenia. Pamiętam, jak na jednym z warsztatów prowadzonych przez małżeństwo Bluszczów, dowiedziałem się o różnicy między aktorstwem "wysokim" i "niskim". Młody, nieopierzony licealista usłyszał, że budowanie roli na scenie w porównaniu do tej w telenoweli ma się tak jak pieczenie chleba od podstaw do kupienia go w markecie. Tej lekcji nie zapomniałem. Oglądając próbę generalną legnickich "Deszczy", nie wiedziałem jeszcze, że siedzący obok twórcy to Tomasz Man, Krzysztof Bizio i reżyserka Anna. Przecież to oni stali się moimi przewodnikami po nowoprzybyłym świecie teatru radia.

Gdy zabrakło w Legnicy zarówno małżeństwa Bluszczów, jak i warsztatów - został mi już tylko teatr radiowy. Jak narkoman czekałem na kolejny, Dwójkowy "Wieczór ze słuchowiskiem" i weekendowe pasma w Jedynce. Nasłuchiwałem Radia Wrocław, gdzie o podtrzymanie tradycji słuchowiskowej dbała niezapomniana Ewa Góral. Chciałem opisać świat radia tak jak swoje sny chciał pokazać Melies. Ten iluzjonista, zamknięty w przydworcowym sklepiku z zabawkami, staje się bohaterem bardzo filmowego słuchowiska o radiu. Dla mnie to opowieść, w której radio - mówiąc filmem, jednocześnie uruchamia cały arsenał środków przynależnych tylko i wyłącznie sztuce dźwięku.

Padają zdania, że słuchowisko Moniki Milewskiej jest wolne od współczesności, zanurzone w kulturowych archiwaliach - nie mogę się z tym zgodzić. Dla mnie "Podróż" to opowieść ponad-współczesna. Melies z Lumiere'm dyskutują w małym, przydworcowym sklepie z zabawkami (które nasuwa skojarzenia z przytułkiem, sanatorium kultury, domem twórczej starości) o odwiecznej antynomii świata. Jest czas wigilijny, czas Dickensa. Spotkanie analitycznego, sceptycznego i sytego Lumiere'a (Jerzy Radziwiłowicz), który dał światu kinematograf z poetą, dzieckiem i biednym sklepikarzem w jednym - Meliesem - to opowieść o dwóch archipelagach - podobnie jak w wierszu o spotkaniu Fortynbrasa z Hamletem. Niemożliwa symbioza. Choć ten awers (wynalazek) i rewers (sztuka) nie mogą bez siebie współistnieć. Lumier daje Meliesowi narzędzie. Jednak sam nie rozumie rzeczywistości, którą zaczyna stwarzać w ręku artysty kamera. Podobną nieufność ma do radia.

Lumiere opisując "film dźwiękowy" powie Meliesowi, że słuchowisko przecież tylko "tupie, skrzeczy, wyje jak rozwrzeszczany mały dzieciak, który chce się pochwalić, że nauczył się mówić". Lumiere nie jest w stanie uwierzyć w iluzję. Tak, jak ludzie nauki - bardzo często - nie chcą uwierzyć w prawdziwościowy charakter fikcji - a przecież to sztuka jest często przedmiotem ich badań. Milewska w swoim słuchowisku pokazuje, że wierzyć trzeba, a przesadny dystans i profesjonalizm badawczy mogą przespać życie. Życie, które czasami trzeba kolorować jak robił to ze swoimi klatkami z filmu Melies.

Milewska zajęła drugie miejsce w konkursie na scenariusz oryginalny. Kto jednak pamięta, że w 1958 roku Herbert zajął ze swoim "Drugim pokojem" trzecie miejsce w konkursie Polskiego Radia? Pozostaje nagranie, które wejdzie do archiwów radiowych i za kilkadziesiąt lat nie straci na aktualności. "Podróż na Księżyc" jest, tak jak wspomniałem, ponad-współczesna. W pewnym momencie Melies, chcąc udowodnić Lumierowi, że opisanie świata w stosunku 1:1 jest niemożliwe, porywa się na przykład, który nazywa "absurdalnym i niemożliwym". Opowiada o zamknięciu kilkunastu ludzi w jednym domu z kamerą, która śledzi ich nieustannie - wtedy, gdy śpią, myją się, uprawiają seks. My, którzy mamy już za sobą lekcję "Big Brothera" wiemy, że ta niedorzeczna hipoteza przeszła już do "kanonu" stacji telewizyjnych. Melies, dziecko ze skrzydłami motyla, przypomina nam, że iluzję trzeba wypracować - nie można jej kupić w sklepie z gotowymi gadżetami. Inaczej szybko zostanie wyrzucona na śmietnik. A reżyserka uświadamia mi tym samym, że naiwności trzeba się wciąż uczyć na nowo. Na drodze dorastania mówią nam przecież, że trzeba te cechę jak najszybciej zrzucić, wyplenić, zakopać. "Podróż na księżyc" jest podróżą na ten sam księżyc, który słyszał w słuchowisku jeden z pierwszych jego teoretyków - Zenon Kosidowski.

Słuchowisko Milewskiej jest filmem w dźwięku. Za pomocą naturalnie wplecionych elementów scenografii radiowej (nieziemska, księżycowa praca Macieja Kubery) słuchacz odkrywa, że rzeczywistość filmowego słuchowiska jest celem samym w sobie, a w finale opowieści, zyskuje osobisty wydźwięk - wręcz antyfilmowy. "Kapelusz" według tekstu Wiesława Myśliwskiego w reżyserii Waldemara Modestowicza czy "Syreni śpiew" Jerzego Górzańskiego w reżyserii Jana Warenyci - dwa słuchowiska, które za temat wzięły film, takie właśnie były. Opowiadając obrazami, pokazywały, że te obrazy trzeba wytworzyć w uchu. Projekt teatru wyobraźni jest wciąż możliwy do odnowienia. Trzeba paradoksalnie wrócić do efektu "niewidzialności", by go na nowo uruchomić. Fotocasty, zdjęcia z nagrań, promowanie spektakli radiowych chwytami potentatów telewizyjnych to droga do zatracenia się idei słuchowiska. Milewska z Wieczur-Bluszcz wracają do początków. Czasami trzeba zrobić krok do tyłu, by zobaczyć jak dotrzeć do księżyca.

"Podróż" to w końcu słuchowisko o umieraniu. O nieukończonym filmie, którego ostatni kadr trzeba wypełnić krwią, bo farby już nie wystarczą. Radziwiłowicz i Englert, wsparci m.in. przez Stanisława Brudnego, Elżbietę Kempińską, Elisabeth Dudę (niezapomniany głos z dworcowego megafonu) - którzy wyłaniają się z dźwiękowych kadrów słuchowiska- pokazują, że przeciwieństwa to najwięksi dobroczyńcy rzeczywistości. Awers i rewers, Lumiere i Melies, mogą istnieć tylko w obliczu samych siebie. Jak tryby zegarowe.

 Po gali zakończenia powiedziałem do twórców zwycięskiego słuchowiska, że zawsze byłem przeciwnikiem narratora. Tym razem jednak nie wyobrażam sobie, by to słuchowisko mogło istnieć bez niego. Bluszcz, niezauważalny i nienachalny, sprawnie "wmontowany" przez Kuberę, pełni tu rolę niewidzialnej ręki słuchowiska, która przesuwa kadry w naszej głowie.

Milewska w jednym z wierszy pisze: "zamieniliśmy ze sobą ledwie parę słów / ale / zamieniliśmy je na zawsze (...) są słodkie / jak dojrzały i soczysty księżyc / gdzie jesteś / chcę ci je oddać / słowo po słowie / szeptem". Myślę, że rzemieślnik kina, Lumiere, po tym, jak zobaczył w swoim gabinecie chłopca z motylimi skrzydłami, mógłby podpisać się pod tymi właśnie frazami. Teraz już wiem, że droga na księżyc wiedzie przez Sopot.

(Janusz Łastowiecki, „Droga na księżyc prowadzi przez Sopot”, www.e-teatr.pl, 3.07.2015)


Od redaktora @KT:

W zakończonym kilka dni temu XV Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej "Dwa Teatry" w Sopociew konkursie wzięło udział 29 realizacji radiowych oraz 18 telewizyjnych. Realizacje radiowe oceniało jury w składzie: Elżbieta Pleszkun-Olejniczakowa (przewodnicząca), Krzysztof Gordon, Jerzy Limon, Maria Pakulnis i Edward Pałłasz.

Grand Prix dla najlepszego słuchowiska otrzymała "Podróży na Księżyc", w tym: za tekst – Monika Milewska; za reżyserię – Anna Wieczur-Bluszcz; za realizację akustyczną – Maciej Kubera; za rolę Georges'a Mélièsa – Jan Englert, za rolę Ludwika Lumière'a – Jerzy Radziwiłowicz. Słuchowisko zostało zgłoszone do konkursu przez Program 2 Polskiego Radia.

Zwycięska sztuka opowiada o dwóch wielkich postaciach, które stoją u początków historii kina: Georgesie Mélièsie i Louisie Lumièrze. Mężczyźni spotykają się w Wigilię Bożego Narodzenia na dworcu w Lyonie.