Dlaczego nie zostałam wuefistką jak chciał mój tata. Takie dlaczego bez pytajnika może stać się wyjaśnieniem. Ustal(e/a)niem przyczyn/y, powodu/ów (aspekt i liczba użytych tu słów może mieć znaczenie). Monodram Magdaleny Biegańskiej w legnickim teatrze taki właśnie jest. Tym właśnie jest. Pisze Adam Kowalczyk.

Chociaż w jego trakcie oraz jeszcze przed premierą pojawiło się kilka zagadek, których chyba nie rozwiązałem.

Pierwsza – ta z afisza. Podczas próby prasowej trzy panie, które robiły to przedstawienie, o roli tej czwartej z afisza nie powiedziały nic. Konsultacje – Aleksandra Listwan. Do czego przyczyniła się Aleksandra Listwan? Kogo, co konsultowała?
Nie wiadomo.

Co do udziału Małgorzaty Bulandy, Joanny Gonschorek, Magdy Skiby oraz Amadeusza Naczyńskiego – wszystko zdaje się zrozumiałe. Prawie.

Scenografia Małgorzaty Bulandy (jak dużo czerwieni – ile żaru!), której w trakcie spektaklu powoli ubywa. Pracownik techniczny będzie demontował i wynosił gdzieś za kulisy kolejne potrzebne w garderobie aktora elementy wyposażenia. Potrzebne w pracy, niekoniecznie jednak do tego, co właśnie robi Agda.
Właśnie usiłuje coś ustalić (Dlaczego nie zostałam…. ), więc i kostium, i rekwizyt potrzebne gdzieś tam na scenie, której nie zobaczymy – stają się coraz bardziej zbędne. Po kolei znikają wypróbowane, ograne w badaniu kolejnych możliwych pomysłów na życie – rura do tańca, toaletka z lustrem-ekranem i wieszak-garderoba.

Pozostanie…

…w końcu tylko ściana, która posłuży jako ekran. Do projektowania. Do projekcji.

Ale nie w psychologiczny znaczeniu. Raczej dosłownie – do wyświetlania możliwych kreacji, twarzy bohaterki, nagranych na użytek rynku w aktorskim demo. Jest tego niemało i w końcu zobaczymy oblicza Agdy w nakładających się na siebie rozmaitych stylizacjach, a z głośnika popłyną zagęszczające się w bełkot jej autoprezentacje.

Oglądamy aktorkę sam na sam z sobą w jej możliwych wersjach.

Żadna…

…nie zdobędzie przewagi, nie zdominuje pozostałych. I, zdaje się, każda będąc z gruntu inną niż ta, która pojawia się w garderobie na żywo w kolejnych wejściach od nowa.

W ustalaniu, dlaczego nie została wuefistką jak chciał jej tata – bohaterka, jak wolno sądzić – nie osiąga celu. Rozpada się, zanika, co potwierdza daremne wywoływanie jej przez inspicjenta w zakończeniu.

Obie reżyserki (Joanna Gonschorek i Magda Skiba) przeprowadziły postać Magdaleny Biegańskiej od zabieganej teatralnej wyrobnicy aż do stanu jakiegoś uwolnienia.

To jest druga zagadka. Czy Agda została duchem miejsca, w którym pracowała?

Geniu theatrum (ablativus?).
Czy była tymi wszystkimi, których figury przepróbowała podczas badania siebie samej?

Gotową na bycie każdym, czego zażąda od niej zawód? W ostatniej roli Agda zakłada na nos czerwony pompon, jakiego używają klowni w cyrku do rozbawiania publiczności. Jak na afiszu.
Może to właśnie jej właściwe powołanie, jej rola, jej cel – to poszukiwane?

Nie została, jak chciał tata, wuefistką, żeby przyczynić się do fizycznej tężyzny dzieciaków, nie została terapeutką, aby podejrzanymi metodami uczyć dorosłych, jak połknąć słońce i nauczyć się wesołego ha, ha ha!

Została…

…aktorka. Jest aktorką. Przychodzi o wiele za wcześnie do pracy, choć mogłaby zrobić sobie zakupy. Przywdziewa rozmaite maski, które nie potrafią zasłonić, ukryć kobiety samotnej, niepewnej. Przed wyimaginowaną publicznością (to my – widownia) zdobywa się na szczerość i niemały dystans wobec siebie i zawodu, w którym od lat nie osiąga sukcesów. Napina się przed sobą, aby samej sobie złożyć dowody na właściwy wybór życiowej drogi. Jest w tym pełna zapału, choć niedaleko jej też do rezygnacji, rozczarowania sobą.

Przedpremierowe zapewnienia o słodko-gorzkim (i do płaczu, i do śmiechu) charakterze widowiska w sumie są prawdziwe, przy czym tej słodyczy jest tu zdecydowanie mniej.

A i śmiech, niekoniecznie przez łzy, ale radosny mało.

Ale to piękna rzecz ten monodram.

Bo pokazuje odważną, choć może niezaplanowaną próbę i, w efekcie – akceptację.

Zaaprobowanie stanu po miejscami przykrym dla bohaterki ustaleniu kosztów, strat i miar poświęcenia.

O aktorskich zdolnościach oraz niewidzianej dotąd w tej mierze vis comica Magdaleny Biegańskiej można zapewnić solennie.

Ekstra zaś składnikiem wieczoru był trick ze znaczkiem włączający widownię (no, część)

w akcję spektaklu. Łowienie na żywca – każdy da się złapać. Kolejną nierozwiązaną zagadką jest un moment musical z Neną. To artystka z naprawdę odległych rejonów rock and rolla. I to jeszcze niemieckiego na dodatek.
Kto to pamięta? Skąd 99 balonów (99 Luftballons) w tym spektaklu?

Czy jest to wskazanie dotyczące Magdaleny Biegańskiej – ulubiona wokalistka aktorki?

Taki autobiograficzny odsyłacz, czy też wskazówka dotycząca upodobań Agdy?

Czy to pomysł Amadeusza Naczyńskiego opracowującego spektakl muzycznie, czy autorki tekstu? Ciekawe.

Scena na strychu (drugie? trzecie piętro?) to aktorskie wyżyny THM.

Do Pawła Palcata, Magdaleny Drab, Joanny Gonschorek dołącza Magdalena Biegańska.

Bijcie się Państwo o bilety.

(Adam Kowalczyk, „Komediantka na Strychu”, https://www.gazetapiastowska.pl/, 19.02.2024)