Drukuj

Spektakl zgrabnie łączy kilkanaście wątków i układa się w metaforę środkowoeuropejskiej najnowszej historii, naznaczonej przez komunistyczne dyktatury. I kolejny raz pokazuje siłę zespołu aktorskiego Modrzejewskiej. O sztuce „Madonna, Księżyc i pies” granej na legnickiej Scenie na Nowym Świecie pisze Magda Piekarska.


"Daliśmy sobie ukraść życie" - mówi Pavel (Bartosz Bulanda) do Buby (Magdalena Skiba) w najnowszym spektaklu Lecha Raczaka "Madonna, Księżyc i pies". Jest rok 1989 - w telewizji właśnie wyemitowano relację z egzekucji Ceauşescu. Ale w maleńkiej wiosce w Karpatach nie widać euforii związanej z upadkiem dyktatury.

Jak podliczyć bilans krzywd wyrządzonych przez komunistyczny terror? Próbują je sumować historycy, dla artystów od rachunku zawsze będzie ważniejszy subiektywny punkt widzenia. A dramat będzie się wyrażał nie w sięgającej dziesiątek tysięcy liczbie ofiar, ale tragedii pojedynczego złamanego życia. I rozbitej lokalnej wspólnoty.

Rolf Bauerdick, reporter, dokumentalista zajmujący się losami rumuńskich Cyganów, w swoim powieściowym debiucie (w Polsce ukazał się nakładem Wydawnictwa Literackiego pod tytułem "Jak Matka Boska trafiła na Księżyc), który w oryginalnej wersji stał się podstawą inscenizacji Lecha Raczaka, dyktaturę Ceauşescu podsumowuje z perspektywy Baia Luny, maleńkiej wioski. Jak w setkach innych miejscowości w tym kraju żyją tu razem Rumuni i Węgrzy, Cyganie i potomkowie niemieckich Sasów. Ledwo pozbierali się po jednym trzęsieniu ziemi, podczas którego świeżo obudzone narodowe sentymenty kazały części z nich sekundować faszyzującym żelaznogwardzistom, co podzieliło wieś na wrogie obozy, a już do ich drzwi puka nowe i domaga się poparcia dla swojej polityki.

Jest rok 1957, to nowe puka nieśmiało i w jedynym działającym w Baia Lunie sklepie uwagę właścicieli i klientów zaprzątają zupełnie inne sprawy. Na przykład urodziny właściciela. Albo pierwszy we wsi telewizor. No i wiadomość o tym, że Rosjanie wysłali w kosmos, na Księżyc, psa, który ani chybi jest tylko przykrywką, bo prawdziwy cel wyprawy to odnalezienie mieszkającej tam Madonny i sprowadzenie jej na Kreml. A bez jej obecności nastąpi prawdziwy koniec świata, przy którym II wojna światowa to tylko drobny epizod jego historii.

Luneta skierowana w stronę Księżyca odwraca uwagę od spraw, którymi żyją pozostali mieszkańcy - miłości Pavla, wyjazdu Fritza (Paweł Palcat), tragedii Barbulescu (Magda Biegańska), nauczycielki żyjącej wspomnieniami pięknej młodości w Bukareszcie, Paryżu południa, rozbitego przez wojnę i rodzący się nacjonalizm małżeństwa Romany (Zuza Motorniuk) i Węgra Istvana (Robert Gulaczyk) czy Buby, młodej Cyganki, która ucieka z taboru do szkoły, ale nadzieję na lepsze życie przekreśla okrutne prawo, jakim rządzi się jej społeczność. Wielka polityka o zagubionej w Karpatach wiosce mogłaby całkiem zapomnieć - jedyny w okolicy milicjant (Mateusz Krzyk) to poczciwy chłop i do prowadzenia śledztw niezbyt się garnący - gdyby nie Lupu (Rafał Cieluch), agent Securitate, który w Baia Lunie pozostawił niezałatwioną sprawę zdolną zrujnować mu życie i karierę.

"Madonna " ma filmową strukturę, fabułę rozgrywającą się w dynamicznym tempie, w rytm kolejnych wychylanych kieliszków cujki, z muzyką na żywo inspirowaną bałkańskimi melodiami. Spektakl zgrabnie łączy kilkanaście wątków i układa się w metaforę środkowoeuropejskiej najnowszej historii, naznaczonej przez komunistyczne dyktatury. I kolejny raz pokazuje siłę zespołu aktorskiego Modrzejewskiej - żeby zachować uczciwość, musiałabym tu wymienić wszystkie nazwiska.

"Madonna " Lecha Raczaka różni się jednak od poprzednich jego spektakli zrealizowanych w legnickim teatrze, zwłaszcza od "Tryptyku Rewolucyjnego", przy zachowaniu charakterystycznego języka teatralnego, rozpoznawalnego w ciągu hipnotyzujących obrazów. Pozornie temat pozostaje niezmienny - Raczak sięga po opowieść, w której odbijają się doświadczenia XX-wiecznej historii. O ile jednak wcześniej dostawaliśmy nieoczywiste inscenizacje, prowokujące widza do trudnej debaty, o tyle "Madonna " mimo nagromadzenia wątków jest prostszą opowieścią, której przekaz jest jasny i czytelny - za mechanizmami historii, rujnującymi życie bohaterom, stoją banalne ludzkie pobudki. Na scenie wielka historia spotyka się ze zwyczajnym ludzkim losem, osadzonym na peryferiach świata, w słodko-gorzkiej konwencji zderzającej komedię z tragedią.

"Madonna, Księżyc i pies" w Teatrze Modrzejewskiej w Legnicy na podstawie powieści Rolfa Bauerdicka, przekład, adaptacja i teksty piosenek Robert Urbański, reżyseria Lech Raczak, scenografia Piotr Tetlak, kostiumy Ewa Tetlak, muzyka Jacek Hałas, ruch sceniczny Witold Jurewicz.

(Magda Piekarska, „”Madonna, Księżyc i pies". Ukradzione życie według Raczaka”, www.wroclaw.gazeta.pl, 4.10.2013)